niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 10

To jest już męczące...



       "-Jak wszyscy są szczęśliwi to ja też chcę.
         -Przecież możesz.
         -Ale się boję.
         -Czego?
         -Że Cię stracę..." 



   Ominęli się. Ogromnym łukiem. Jakby byli dla siebie nikim. Zupełnie nikim. Jakby mogli bez siebie oddychać, czerpać tlen tak po prostu. Jakby słońce świeciło nie dla nich. Jakby deszcz padał dla innych ludzi, którzy okazywali sobie w nim uczucia. A przecież tak nie było. Ale oni o tym nie wiedzieli. Albo nie chcieli wiedzieć.
A te gwiazdy świecące na niebie? Dlaczego akurat świecą dzisiejszą nocą? Dlaczego teraz niebo nie jest zachmurzone jak zwykle? Los który zazwyczaj jest "tym złym" tym razem robił wszystko co w swojej mocy, by ich do siebie zbliżyć. Wszystko. Ale... Wychodzi na to, że im po prostu nie zależało. Bo by coś zrobili do tej pory, prawda?

   Oddająca swój blask rzeka, płynęła swobodnie wśród brzóz, które dawały na nią cień. Ciała niebieskie nadal nie odpuszczały. Robiły co w swojej mocy, żeby świecić jak najmocniej. Ich blask odbijał się w najmniejszej kałuży co dawało lekkie światło. Wiatr lekko muskał ich twarze i dawał przyjemny powiew. Raz na jakiś czas aleją pełną różnobarwnych róż przejeżdżał samochód. Liście delikatnie szmerały, drzewa kołysały się jak do najpiękniejszej pieśni. On i Ona byli tam. Razem, ale osobno. Patrzyli się w ten sam punkt i podśpiewywali tą samą piosenkę. Nie słyszeli się, dzielił ich mur, który bali się zburzyć. Ale przecież mogli, ciągnęło ich do tego. Z każdym dniem coraz bardziej.
Głównym problemem była ona. Bał się, że coś zrobi nie tak, bo przecież nie znał jej uczuć. Nie wiedział, że jest aż tak ważny.
Nie powiedziała mu nic. Miała okazje. Kilka ich spotkań sprawiła, że ciągnęło ją do niego jak magnez, któremu stoi coś na przeszkodzie.
Ale... Ale przecież teraz jest ten moment. Nie można go tak po prostu zmarnować.
Podszedł do niej. Dziwne, prawda? Nikt nic nie wie. Powód był nieznany.
-Ludmiła...
Teraz jakby się zastanowić to o co w tym wszystkim chodziło? Nic im nie stało na przeszkodzie. Mogli obdarowywać się miłością. Zresztą... Świat jest dziwny.
-Powiedz mi... Dlaczego... - zawahała się chwilę. To było trudne. Wszystko jest trudne. Życia nikt nie pojmie. Znowu cisza? Znowu będą tak tkwili, bez żadnego słowa? Przecież tak nie może być. Przeznaczenie ich pchało do siebie. Z podwojoną mocą. Nie da się go oszukać, nie da...
-Miałem jeden, dość znaczący powód...
Rozumiał ją, bardzo dobrze. Teraz ona tylko mogła się domyślać o co chodzi. Ale sama sobie zaprzeczała, że to nie możliwe, że tak nie może być, że nie może jej...
Samotna łza spłynęła po jej policzku. Spojrzała zaszklonymi oczyma w jego czekoladowe tęczówki. Widziała w nich wszystko. Wszystko.
-Ale...
-Kocham Cię.
~.~

''...Przez siedem mórz, gór, ulic i rzek. Gdy inni mówią nie. Będziemy biec do siebie... ''

   Nie chciał, ale to było już wskazane. No bo co jak co, ale nad miłością panowania nie mamy. 
Naprawdę? To jest jakaś epidemia? Dlaczego wszyscy się zakochują, ale to ukrywają? Przecież to nie ma sensu. W ogóle. 
Ale był pewien jednego. Szkoda, że się mylił...
Trudno, w życiu nie zawsze jest pięknie. Chociaż... Czasami jest to powód do załamania. Był nieszczęśliwy, to wystarczało.
   Wyszedł. Nie mógł znieść siedzenia samemu w czterech ścianach. Musiał ochłonąć.
Stawiał powolnie kroki szukając na niebie Wielkiego Wozu. Oderwało go to od tych cholernych myśli. Zrobiłby wszystko, żeby go pokochała.
W pewnej chwili jego telefon lekko za wibrował. Kto pisze sms'y o tej porze? Wyciągnął komórkę z kieszeni i spojrzał na ekran. To Violetta...
"Mam wystarczające dowody."
Tavelli się uśmiechnął. Teraz wszystko będzie dobrze. 

~.~
   Jego też to wszystko męczyło. Marzył o prawdziwym uczuciu. A nie o jakiejś sztucznej, przesłodzonej "miłości" jak to nazywał. Ale to zdecydowanie nie było to. Jego prawdziwą miłością były motory, tak to właśnie to było najważniejsze. Uwielbiał ten zapach spalin, dźwięk silnika, smar i wszystko co z tym związane. Nie liczyło się nic więcej, zupełnie nic.
   Kto o pierwszej w nocy chodzi na tor? Nie mógł się oprzeć, ciągnęło go tam. To było silniejsze od niego, musiał to zrobić właśnie teraz. Przebrał się, założył swój ulubiony czarny kask i powoli wsiadł na granatowy motor. Przekręcił kluczyki i zaraz go nie było. Co rusz przyspieszał, musiał się uwolnić od rzeczywistego życia, stresu. A to go właśnie od tego uwalniało, nie było nic lepszego.
   Przemyślał to wszystko. Nie będzie z Castillo, przynajmniej nie teraz. Zrobiła się jeszcze gorsza od niego,Zmienił ją, zdecydowanie. Teraz tego żałuje, cholernie żałuje.  No, bo gdyby dało się cofnąć czas... 
Wiem! Wybuduję, wehikuł czasu. I się przeniosę do tego momentu, gdy przyszedłem do Studio21.

~.~
"Y es que yo soy así
Con solo una mirada
Vas a quedar de mi
Por siempre enamorada"

   Szukał. Cały czas. Mógł też czekać, aż sama przyjdzie. Tak robił niedawno. To nic nie dawało.
Miłość go nie lubiła. Nigdy nie przyszła, a jak już to tylko na chwilę. Życie jest bez sensu... - czasami myślał. Ale to prawda, życie bez miłości to nie życie.
Nie wytrzymał. Musiał zadzwonić i porozmawiać. Wykręcił numer Federico.
Od dłuższego czasu trzymali się razem. Byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Mogli liczyć na siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę.
   Diego mu cholernie zazdrościł. Pasquarelli się zakochał, ze wzajemnością. Czy nie powinien być najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi? Hernendaz się z niego śmiał. On by korzystał z każdej chwili, żeby tylko być z ukochaną, żeby okazywać jej jak najwięcej miłości. Ale... Chyba nie mógł.
Nie odbierał. Wiadomo, było późno, ale coś musiało być na rzeczy. Trudno. Rzucił telefon na łóżko i sam się na nie położył.

~.~
   Zatkało ją. Co miała teraz odpowiedzieć? Nie wiedziała. Coś się w niej ogromnie gotowało, a krew zaczęła być gorąca. Serce zabiło mocniej i szybciej. Zimny prysznic, tak to najlepszy pomysł.
Nie można było tak tkwić w tej ciszy, nie teraz.
Cofnęła się o jeden krok. Chciała sobie to wszystko przemyśleć, ale nie miałoby to ani troch sensu. Teraz zastanawiała się czy on serio mówi prawdę. Może to po prostu jakieś żarty? Może udawał, żeby się zabawić samotną Ludmiłą Ferro? Nie wiedziała, nie chciała wiedzieć. Miała ochotę stamtąd uciec. Natychmiast.
Nie miała jednak odwagi. Stała jak w ryta. Nie miała siły poruszyć żadną częścią ciała. Dość.
-Ale... Ale... Za co? - spytała. Było to tak proste pytanie, że aż trudne. Nie wiedział co odpowiedzieć.
Spojrzała mu głęboko w oczy. Krępująca sytuacja. Trudno. Przeżyje. Z natury nie był romantykiem. Nie było go stać na jakąkolwiek przemowę. Poeta z niego kiepski.
Dlaczego tyle czekała? Zastanawiało ja to dlaczego on  nie odpowiada. Tak, teraz był ten moment.
Oderwała od niego wzrok i obróciła się na pięcie. Była już gotowa do ucieczki, jednak złapał ja za nadgarstek i przekręcił w swoja stronie.
-Za wszystko... - szepnął. Kolejny raz fala gorąca przepłynęła przez jej ciało. Teraz wszystko jest jasne, i dobrze o tym wie. Kocha ją, naprawdę. Ale ona ma wątpliwości. Ogromne.
-Jak możesz kochać kogoś takiego jak ja ?! - wydarła się mu prosto w twarz. - To jest nie możliwe, kłamiesz! Nie jestem warta Twojej miłości, rozumiesz ?! Nie jestem... - Tym razem głos jej się załamał.
Zamurowało go, mocno. Nie spodziewał się takiej reakcji. Ale nie żałuje. Diego ma rację - zawsze warto spróbować.
-Proszę, nie płacz. - mówił zakłopotany. Jego też zbierało na płacz. Poddał się. - Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. Nie pozwolę ci odejść. Nasza miłość musi przetrwać. Już na zawsze...
 
   Załóżmy, że siedzimy teraz w kinie. Oglądamy wzruszający, pełen emocji melo-dramat. To wydarzenie, mocno trzyma nas w napięciu. Nie możemy się doczekać dalszych losów owej pary. 
Co by było dalej? Możemy się spodziewać. Czułe słówka, pocałunek, potem ślub, dzieci. Wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie, blablabla. Ale przecież życie to nie film, niestety... 

   Czyżby znowu cisza? Przecież tak nie może być. Kochają się...
-Federico, ja...
Uciekła. Nie gonił jej.

~.~
   Wygrała. Teraz wszyscy ją pokochają. Będzie dobrze, a nawet lepiej.
Ruszyła z pewnością siebie do frontowych drzwi. W studio jak zwykle tłok, ale to chyba dobrze. Znajdzie się w centrum uwagi. 
-No, posuwać się, już, już. Zróbcie miejsce dla wielkiej Castillo. - powiedziała jak zwykle tym swoim tonem "tej najważniejszej". Rozglądnęła się po korytarzu i gdy tylko zauważyła swoich "przyjaciół" podbiegła do nich z szyderczym uśmiechem. 
-Mam dowody. 
-To to akurat wiemy. Wszystkim wysłałaś wczoraj sms'a jakbyś nie wiedziała. - rzekł Leon. Teraz nie będzie dla niej miły. Koniec. 
A co on w ogóle sobie myślał? Że tak będzie dobrze? Nie, nie jest. Nigdy nie było. Wiedział o tym już dawno. Nic nie zrobił. Mógł. 
-Dobra, dobra. Teraz patrzcie na to zdjęcie. - uniosła swój telefon do góry, żeby wszyscy mogli zobaczyć. 
Dokładnie. Był to Federico z Ludmiłą. Stali na moście. Tylko co z tego? Nie można sobie postać? 
Violetta jest naprawdę głupia, Verdas postanowił to wykorzystać. Żeby uspokoić całe towarzystwo, powiedział coś, czego nigdy nikt by się nie spodziewał.
-Oj tam, wielkie halo. Violuś, niestety, ale z tobą zrywam. - Czyżby szok? Nikt nic nie powiedział. Gapili się na niego z wytrzeszczonymi oczami. To się nazywa sensacja - pomyślał. 
   No i koniec Leonetty, plan Castillo nie wypalił. Wszystko powinno być dobrze. Ale nie było. 

   Miłość musi wkroczyć do akcji, bo będzie źle, naprawdę źle. 

______________
Koniec rozdziału 10. Jestem nawet zadowolona, ale ocenę pozostawiam wam. ;) 
Postanowiłam się zmobilizować. To takie postanowienie noworoczne. ;* Nie będę zwlekać z tym wszystkim, bo nie to sobie zamarzyłam. Teraz będzie dobrze, rozdzialiki często. Ja tymczasem idę nadrabiać wasze rozdziały, ale niestety ich nie skomentuję, i wgl przepraszam, ze nie komentowałam... ;// Od jutra będę ze wszystkim na bieżąco, więc się radujmy!
A i jeszcze coś. Zaraz pojawi się notka organizacyjna. Trzeba pozałatwiać kilka spraw. o.O 
Pozdrawiam i całuję. ;*
Nikki <3 

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 9

    Dla mojego skarba ♥ 

"Niebezpiecznie blisko miłości..."

   Jak ja się teraz czuję? Wspaniale? Pięknie? Cudownie? Można, by tak sobie teraz myśleć, ale nie. Czuję się fatalnie. Nie wiem co mam teraz myśleć... Czy ona mnie kocha ? Czy to ja, akurat ja jestem miłością jej życia? Nigdy i to nigdy tak intensywnie nie myślałem. Nigdy nie byłem tak zamieszany...
Wiedziałem, że to będzie takie okropne, niecodzienne... Ale, że aż tak ? Szczerze to się nie spodziewałem. Kompletnie się nie spodziewałem. Tego uczucia. Niebezpiecznego uczucia...

   Oparłem się o barierki balkonu. Wpatrywałem się w to duże koło znajdujące się na niebie - księżyc. I towarzyszące mu takie malusieńkie białe kropeczki zwane gwiazdami. Wiatr lekko muskał moją twarz, a ja oddawałem się tej magicznej chwili... Chyba magicznej, bo mogłoby być lepiej, o wiele lepiej. 
Co jest piękniejszego od tego widoku? Co mogłoby mnie bardziej zafascynować ? Co mógłby sprawić, że poczułbym się lepiej?
  A jeszcze gorzej mi z tym, że przez tyle lat, tyle tych beznadziejnych lat marnowałem sobie życie...
Z tymi pustymi laleczkami, których w ogóle nie kochałem, którym dawałem satysfakcję, że są ze mną.
A Ją ? Ją widziałem codziennie. Codziennie patrzyłem jak cierpi... 
I zawsze miałem ją tak blisko, ale daleko... I wtedy nic nie miało sensu. Tułałem się przez życie bez tej cholernej miłości... A teraz jak na złość przyszła tak strasznie szybko. I to jeszcze tak niespodziewanie... Do tej osoby, która kiedyś w ogóle mnie nie obchodziła... 
Nigdy bym nie pomyślał, że pokocham właśnie Ją.

Ale czy już się domyśliła? Czy zna moje uczucia? Czy czuje to samo?

~Nigdy nie będziesz wiedział jeżeli nie spróbujesz~

~,~

   Jeszcze dzisiaj w Studio On Beat trwało zamieszanie wśród uczniów. Krążyły dziwne plotki, które dla nich wszystkich było prawdą. 
To właśnie ta "najpiękniejsza", "najcudowniejsza", "najmądrzejsza" Violetta Castillo zaczęła się bulwersować w związku z nieobecnością Federico, a razem z nim cichą, szarą myszką Ludmiłą Ferro. Tak właśnie z tą co nigdy się do nikogo nie odzywa. Właśnie z tą, która nie jest dla nikogo ważna. Chyba... 
A zaczęło się od Marco Tavelli, tego raczej cichego, ale towarzyskiego człowieka, którego zazdrość nie miała panowania. 
Trzecia lekcja. Wszyscy już zauważyli, że nie ma w studio owej dwójki. Chłopak zobaczył przygnębioną twarz Francesci. Podejrzenia przyszły do niego z prędkością światła. 
- Smutno ci, że nie ma dzisiaj cudownego Federico, twojego wymarzonego chłopaczka, co ? - powiedział dość ironicznie, tak, aby brunetka natychmiastowo to zauważyła. Spojrzała na niego lekko wkurzona, a zarazem rozbawiona jego niespotykanym zachowaniem. 
- O co ci Marco chodzi? Kpisz ze mnie, bo podoba mi się Pasquarelli ? Sam pewnie kochasz się w jakiejś idiotce. - Zachowanie dziewczyny, też wydawało się dość nietypowe. Tavelli nigdy nie spodziewałby się aż takiej reakcji ze jej strony. Zawsze miła, przyjacielska i pomocna dziewczyna, a tutaj  nagle taka nieuprzejma dla niego. Najwidoczniej musiał ją za bardzo denerwować. Cały czas pytał się ją o Federico. Co do niego czuje i tak dalej. Miała tego serdecznie dość. 
-Wiesz, moja ukochana, wcale nie jest idiotką... Ma pięknie, kruczoczarne włosy, jasną cerę... Zawsze nosi kwieciste sukienki, które tak pięknie pachną różanymi perfumami... Na jej cudownej, małej główce zawsze można zastać.... - rozmarzał się Meksykanin, jednak po chwili przerwał. I tak za dużo już wypaplał, a nie chciałby, żeby się dowiedziała.
-Super. Fascynująca historia, ale nie za bardzo mnie interesuje co ma na głowie ta twoja dziewczyna. - odpowiedziała i odwróciła się do niego plecami, próbując dostrzec coś za oknem. Pogoda była bardzo słoneczna, ale to nie nadawało jej samej nastroju.
-Ojej. Teraz powinnaś się martwić o swego księcia z bajki, bo kto wie ? Może teraz włóczy się ze swoją ukochaną i mówi jej jak to dla niej nie pocałował cię i nigdy w życiu by nie przybliżył tak czule swoich ust do ust takiej zwykłej Fran.  O! I może tą osobą jest taka sobie załóżmy cicha Ferro. Wiesz razem nie ma ich w szkole... Kto wie co oni teraz robią. - rzekł to w takim tonie, że sam sposób mówienia wkurzał Francescę. 
-Przestań - rzuciła oschle i odeszła od niego. Tak! Jego cel spełniony. Niech sobie za nim płacze, dopóki nie dostrzeże prawdziwej miłości swojego życia.
Szczerze nie wiedziała o co mu chodzi. To proste, że był zazdrosny, ale ona tego nie dostrzegła. Nigdy w życiu nie mogłaby się spodziewać, że On, właśnie On się w niej podkochuje. To wszystko było dobrym powodem do intensywnego myślenia. No bo co tak naprawdę jest na rzeczy ? Dlaczego jest wobec niej taki wredny? Nic nie zrobiła, to że podobał jej się Federico nie było powodem do takich usterek między nimi. A poza tym on jej się tylko podobał, zwykłe zauroczenie. Nie mogła go kochać. Miłość swojego życia ma tak blisko siebie. Za blisko...
   Na nieszczęście, całej rozmowie przysłuchiwała się rozbawiona Castillo. Koniecznie musi to wykorzystać. Będzie niezła afera.
Prawie cała klasa - łącznie z nią - siedziała zgromadzona na murku przed studiem. Leon zaczął swoją paplaninę o motocrossie i tak dalej. Violetta nie dość, że była tym kompletnie znudzona, to jeszcze musiała koniecznie zacząć swój wspaniały temat.
-Dobra Leon. Wszystko super, ale mam o wiele ciekawsze wiadomości - przerwała mu. - Nie sądzicie wszyscy, że nasz Federico kręci coś z Ludmiłą? - Na wszystkich twarzach wywołała ogromne zdziwienie i zakłopotanie. - Tak, dobrze myślicie. Chodzi mi o Ludmiłę Ferro. Tą szarą osóbkę, która siedzi cały czas w kącie. Nie zdziwiłabym się, gdybyście jej nie kojarzyli, bo trudno ją dostrzec z jej dziwacznym charakterem.
-Pff... Uderzyło Cię coś w głowę ? On i Ludmiła ? W życiu. Do takiego poziomu by się nie zniżył. - zakpił Maxi dając wszystkim do zrozumienia, że coś jest w tym co mówi. - Zawsze udawało mu się wyrwać jakieś ładne laski, więc nie sądzę, aby...
-Maxi. - przerwał mu Diego. - Chyba nie sądzisz, że Ludmiła jest jakaś brzydka czy coś w tym stylu.
Nagły szok! Wszyscy spojrzeli na chłopaka ja na jakiegoś nienormalnego.
Nie było to tak, że jakoś szczególnie się jemu podobała, ale Dominguez był tolerancyjny. Nie lubić kogoś, bo jest mniej towarzyski i ma inny pogląd na życie ? Niby dlaczego miał tak uważać ? Blondynka była też człowiekiem, uczniem studio. Taka sama jak oni.
Miał bardzo za złe sobie, że ją pewnego razu zaczepił, ale to już było. Diego się zmienił, zdecydowanie.
   Hiszpan ostatnio dużo myślał i o Federico i o sobie. Nie mógł pojąć niesprawiedliwości, która go otaczała i wciąż otacza. Nie mógł patrzeć na pewne osoby, kiedyś tak dla niego ważne. Kochał Violettę, można powiedzieć, że nadal ją kocha, ale ona nie dała mu nigdy żadnej, nawet minimalnej szansy. Zawsze mówiła, że to nie jest im pisane, i że miłość przyjdzie do nich jeszcze, tylko z tymi innymi osobami. Mówiła mądrze, po prostu go nie kochała, nie chciała go okłamywać. Nie chciała mu dawać marnej nadziei, nie chciała, żeby cierpiał. Jeszcze wtedy była dobrą, przyjacielską osobą. Nie użalała się nad sobą, zawsze pragnęła komuś pomóc nawet jeśli to było mało możliwe. Diego wtedy myślał, iż może los pokieruje tak, że kiedyś będą żyć razem. Tak długo i szczęśliwie... Ale... Wtedy pojawił się Verdas. I... Wszystko się powaliło. Zrozumiał, że tak nigdy nie będzie, że Castillo nigdy go nie obdarzy miłością. Zakochała się w Leonie. To było widać. Latała za nim na okrągło, a gdy wreszcie to zauważył... Zmienił ją. Zmienił wszystko. Po kilku tygodniach znajomości nie była już tą samą Violettą. A On... On nie mógł już nic poradzić. To był dla niego koniec świata. Ale wreszcie to zrozumiał. Potem zaczęła się przyjaźń z Federico... Włoch nauczył go naprawdę wiele rzeczy, których wcześniej kompletnie nie rozumiał. I teraz wie co jest dobre, a co złe.
Ale to nie znaczy, że jest jakiś miłosierny. Ogranicza się do dobroci danej ludziom. A to wszystko tylko przez nią. Może byłby lepszym człowiekiem, gdyby istniało dla niego coś takiego jak... miłość ?
   Dlaczego wszyscy wokół się w sobie zakochują? Dlaczego są tak szczęśliwi ze swoimi połówkami?
Tylko nie on. Nie jest szczęśliwy mimo, że takiego udaje. Nie jest wesoły mimo, że się uśmiecha. Ma uczucia mimo, że tego nie okazuje. Ale czy to coś zmienia? I tak nikt, kompletnie nikt go w życiu nie pokocha.
-Ale chyba nie powiesz, że jest ładna ? - nadal toczył dyskusję z Maxim.
 
   A Maxi ? Nie miał uczuć to było widać. Żył sobie szczęśliwy z Camilą. Kompletnie go nie obchodziły uczucia innych. Co z tego, że kogoś zrani ? On nie będzie wtedy cierpiał.
Właśnie miał takie podejście do życia. Był kompletnym optymistą co nie wychodziło mu na dobre. Ale mimo wszystko miał przyjaciół, którzy go lubili. Tylko...
Wszyscy go obgadywali. Jaki to on jest, jaki nie jest. Ale szczerze sam sobie na to zasłużył. Nie można było powiedzieć, że jest miły. Kpił z kogo popadnie, gdy tylko miał taką okazję. Ale zupełnie bez powodu. Nie miał okropnej przeszłości, nic w jego życiu się takiego nie przytrafiło, żeby mógł cierpieć. Nawet z powodu Naty. Można powiedzieć, że ją "kochał". Tylko, że nie cierpiał, gdy z nim zerwała, nie cierpiał, gdy powiedziała mu prosto w twarz, że go nie kocha. Czy to mogła być miłość ?
Camili nie kochał, ale był z nią, żeby była sobie szczęśliwa. Chciał dać jej poczucie bezpieczeństwa, przecież to jego najlepsza przyjaciółka. Ale dziwne, byli razem od najmłodszych lat i dopiero teraz to do siebie poczuli? Dlaczego nie wcześniej?
   Torres nigdy nikt nie obdarzał miłością, a potrzebowała tego jak nikt inny. Udawała przed Natalią, że wszystko jest dobrze, ale nie było. Brunetka nie wierzyła w Camili "wszystko okej". Wiedziała, że coś nie gra w jej życiu, lecz nie do końca wiedziała co. Pewnego dnia rudowłosa zwierzyła jej się, że chciałaby się zakochać ze wzajemnością, chciałaby mieć takiego ukochanego już na zawsze. Potem wpajała sobie, że jest to Maxi. Naty nie próbowała wybijać jej tego z głowy, no bo w końcu nic do niego nie czuła. A gdy w końcu Ponte i jej najlepsza przyjaciółka byli razem coś zakuło ją w sercu. To właśnie wtedy poczuła coś zupełnie nieogarniętego. Myślała, że to tylko takie chwilowy napad zazdrości, ale jej uczucie przerodziło się w coś znacznie większego. I nie może się z tym pozbierać do teraz.
Ale ani jej, ani jemu nigdy tego nie powie. Nie miałoby to najmniejszego sensu. Maxi drugi raz by tego nie poczuł, lecz zdaje się, że nigdy nie czuł.
-A tak w ogóle to przyglądałeś jej się kiedyś? Poza tym dla ciebie nie musi być ładna, ważne żeby podobało się Federico - kontynuował Dominguez. Znowu wszyscy się na niego dziwnie popatrzyli. Miał już tego dość. Wszyscy byli okropni. Zapatrzeni tylko w siebie. Bez żadnych uczuć i przemyśleń.
Miał już sobie stamtąd iść, ale zanim wykonał jakikolwiek ruch Violetta toczyła dalszy temat swoich podejrzeń.
-Hmm... To chyba wynika z tego, że jednak coś ze sobą kręcą. - powiedziała podejrzliwie. - Ostatnio Fede tak się dziwnie zachowuje. Ale to nie jest ważne. Czy do siebie coś czują, czy nie i tak wymyśliłam cudowny plan wobec nich. - zachwyciła się.
   Nikomu to się nie podobało. Niby nie lubili Ferro, ale to nie jest powód, żeby jej dokuczać. A poza tym w to wszystko był zamieszany Pasquarelli, ich przyjaciel.
Ale nie chcieli się do niczego przyznać. Castillo by ich zniszczyła, gdyby tylko chciała.
-Ja myślę, że to dobry pomysł. - dołączył się do rozmowy Leon. - Ty moja kochana, jesteś taka cudowna! - zwrócił się do Violetty.
-Tak, wiem skarbie.
Ta ich słodkość już wszystkich przerażała. Cały czas się miziali, mówili do siebie czułe słówka i w ogóle. Czasem nawet przy wszystkich lub na środku chodnika całowali się w przesłodzoną namiętnością. Nie była to miłość. Jarali się tylko swoim wyglądem i ciałem. A chyba na tym to nie polega?
Ludzie zakochują się w duszy, w tym co ma się w środku. Bardzo ważną rolę pełni charakter. Im chodziło tylko o jedno. Tylko.
A przecież to wszystko przez Verdasa. Ona poddała się jego urokowi. Spełniała każe jego zachcianki, była dla niego zwykłą szmatą. Violetta dostrzegła to w pewnym momencie. Teraz oboje są okropni.

"No puede ser bueno aquél que nunca he amado"
~,~
   Stałam na balkonie wpatrując się w niebo. Dlaczego ludzie nie ostrzegają tego piękna panującego na świecie? We wszystkim można dostrzec te dobre strony. Tylko trzeba użyć do tego wyobraźni, którą wszyscy posiadamy. 
Gdy idziemy szarymi uliczkami możemy sobie wyobrazić, że świeci słońce, że na niebie panuje tęcza, że wszystko szare jest teraz takie barwne. Gdy patrzymy w lustro możemy sobie wyobrazić, że jesteśmy ideałem tego świata. Gdy ktoś nas nie lubi możemy sobie wyobrazić, że nas kocha. Jednak, gdy jesteśmy smutni, nie możemy sobie wyobrazić, że jesteśmy szczęśliwi... 
A ja? Ja nigdy nie doznałam radości. Zawsze, gdy widziałam uśmiech na twarzy jakiejkolwiek osoby, łzy spływały po moich policzkach. Musimy stwierdzić jedno. Świat nie jest sprawiedliwy!
   No, bo jak to jest ? Los sprawił, że są szczęśliwi ludzie, którzy mają wszystko. Że powodzi im się znakomicie. A po drugiej stronie są ludzie nieszczęśliwi, którzy nie mają niczego. Dosłownie niczego. Że cierpią, zawsze.

   Przypomniały mi się słowa piosenki. Z jakim uczuciem je śpiewałam.
Ona bardzo dużo zmieniała w moim życiu. Bardzo. Jednak nie wiem, czy to się przyda, czy może zniknie w naszą niepamięć i wtedy nic się nie będzie liczyć.
Zaśpiewałam ją z osobą, która mnie zaczarowała. Gdy tylko Go widzę jakby prąd raził mnie od stóp do głów. Jakby przez moje ciało przechodziły okropne, a zarazem przyjemne ciarki. Wtedy serce mi przyspiesza i wszystko traci swoje znaczenie. Tak to Federico. On zawładnął moim sercem, całą mną. A ja Go pragnę.  Z każdym dniem coraz bardziej. Ale nie jestem pewna czy on mnie... 

   Musiałam się przejść więc szybko się ubrałam i wyszłam na dwór. Ciemność mnie bardzo rozluźniała. Na ulicy cisza, czasami tylko jakiś wark samochodu. W tym momencie bardzo chciałam żeby był przy mnie. Żebyśmy mogli razem śpiewać, być ze sobą.
I właśnie w tym momencie dowiedziałam się, że nasze małe marzenia jednak się spełniają.
W oddali zobaczyłam jego sylwetkę. Jak to możliwe?
Tak to był on. Szedł dziwnie namieszany. Patrzył w górę i nawet mnie nie dostrzegł. Może to i lepiej ? Ale tak bardzo chciałabym z nim porozmawiać!
~,~
I to uczucie, gdy pragniesz, ale nie możesz. On i Ona chcieli, ale nie mogli. Sami nie wiedzieli co ich powstrzymywało. Strach? Tak to właśnie to. Oni się zwyczajnie bali. Ale czego? To przez tą niewiedzę. No, bo skąd mogli wiedzieć? Znowu przez strach? I tak to się będzie toczyć. Chyba, że któreś z nich spróbuje. A spróbuje ?
Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Najlepszy powód do zamknięcia się w sobie, do płaczu. Dla niej to normalne, ale może być gorzej, o wiele gorzej. On może temu zapobiec, ale boi się, że wszystko pogorszy. A mogliby żyć sobie długo i szczęśliwie ...


__________________________
To miałam napisane już dawno, ale nie dodawałam, bo chciałam jeszcze coś dopisać, ale kompletnie nie wiedziałam co.
Szczerze ? Szczerze to nie daję sobie z tym wszystkim rady. W ogóle nie mam żadnego natchnienia i wychodzi mi takie coś. Kiedyś pisanie było dla mnie przyjemnością, a teraz jest przymusem. ;/
Nawet nie nadrabiam z czytaniem waszych rozdziałów, a jak już przeczytam to nie mam czasu skomentować. Nawet nie mam weny na komentarze...
Tego bloga prowadzę od 12 października, a jest dopiero 9 rozdziałów. Nie tak to wszystko sobie planowałam.
Ostatnio jeden anonim napisał, że znowu zwlekam. Ale ja się zgadzam z tym w 100 % Sama jestem na siebie wkurzona. Jest mi z tym wszystkim okropnie.  ;(
A ostatnio mam straszny mętlik w głowie, cały czas o czymś myślę (Marcela wie o co chodzi). No i nie wiem kurde co mam robić. Zawiesić bloga? Skończyć pisać?
Nie chciałabym tego, ale jak się nie poprawi to chyba jedną z tych opcji wybiorę.
Nie wiem kiedy następny rozdział... Nie spodziewajcie się go za szybko...
Papa!

Wasza Nikki. 

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 8

,,Wyjątkowe chwile to nie takie, gdy dużo się dzieje, tylko te, które są wyjątkowe z tą drugą osobą.''
Ludmiła
Po wczorajszym wydarzeniu miałam mętlik w głowie. Nie mogłam się na niczym innym skupić. Ta jego jedna decyzja rozświetliła mój tunel w głowie. Wzięłam gorący prysznic i uciekłam pod swoją kołdrę, do mojego świata. Gdy o nim myślę jest mi tak ciepło i przyjemnie. Federico startował w biegu moich myśli, ciągnąc za sobą długą lśniącą nić, która plątała się ze wszystkimi innymi. Kojarzyło mi się z nim dosłownie wszystko, nawet moje łóżko ! Wyobrażałam sobie jak na nim leżę, a tu znikąd pojawia się on, kładzie się koło mnie, przytula do siebie i gładzi moje włosy szepcząc do ucha jak bardzo mu na mnie zależy. Miałam takie dziwne marzenia, które zapewne nigdy się miały nie spełnić. Przynajmniej w moim umyślę mogę być sobą, nikt tu nie zajrzy, nikt nie jest kluczem do mojej księgi. Najważniejszy element wybawienia mnie ze mnie, dawno spłonął, przynajmniej tak mi się wydawało. W środku kryła się słodka, kochająca Lu, której dobroci nikt miał nie poznać. Na zewnątrz, poza obszarem mojego umysłu, byłam Ludmiłą Ferro, którą sobie stworzyłam. To wszystko było manewrem obronnym na świat, na ludzi lepszych ode mnie, mój blask w dłoniach innej osoby, innej dziewczyny wartej uwagi Federico, to mnie doprowadzało do szaleństwa.
Wstałam rano bardzo wcześnie, nie miałam ochoty na normalne śniadanie w piżamce w swoim pokoju. Umalowałam się delikatnie, dziewczęco, ubrałam i wyszłam zamykając dom na klucz. Szłam słonecznym Buenos Aires, ciepło raziło mnie w twarz, tak strasznie przyjemnie że przez chwilę zapomniałam nawet o chłopaku. Weszłam do przytulnej restauracyjki gdzie podawane były tylko śniadania i kolacje. Zamówiłam sobie dwa omlety, jednego naleśnika czekoladowego i dużego truskawkowego szejka. Czekałam z dobre piętnaście minut zanim kelnerka przyniosła zamówienie. Potarłam o siebie dłońmi i chwyciłam sztućce do rąk. Moje śniadanko było takie pyszne że delektowałam się każdym kolejnym kęsem. Tak przyjemnie jadło się samej, wysłuchując rozmów innych, będąc z rana częścią życia. Gdybym się nie zmusiła do wyjścia, na pewno siedziała bym teraz z lodami na kanapie nieogarnięta i oglądała bym telewizję. Świetnie było zacząć żyć już od samego rana, czułam się tak rześko i swobodnie.
-Smacznego.-Usłyszałam znajomy mi męski głos i podniosłam wzrok. Naprzeciw mnie dosiadł się Federico, o mało się nie zakrztusiłam naleśnikiem na jego widok.-A co ty tu robisz ?-Spytałam wycierając usta w serwetkę.-Czasami też tu przychodzę, zazwyczaj gdy chcę pobyć sam i zjeść coś smacznego.-Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie chciałam tego, nie chciałam spotkać akurat jego w połowie moich rozmyśleń o nim. Teraz zapewne zacznie się nasza rozmowa, znów będę mieć mętlik w głowie i zostawi mnie, samą z moim nieładem.-Mogę zjeść z tobą ?-Przełknęłam ślinę. Na samą myśl że będę przebywać z nim tak blisko, moje serce fikało koziołki.-Pewnie.-Uśmiechnął się i zamówił sobie czekoladowego szejka i cztery tosty z serem. Gdy kelnerka odeszła, podjął rozmowę ze mną.

-Idziesz dziś do studia ?-Zamyśliłam się.-Nie.-Odpowiedziałam stanowczo.-Nie mam takiego zamiaru.-Dodałam po chwili bo mogło to zabrzmieć dziwnie.-Ja też nie. Nie chcę spotkać ani Francesci ani Pabla. Będą mieć do mnie pretensje że nie byłem w stanie jej pocałować.

-A dlaczego nie byłeś w stanie ?-Niby od tak zapytałam, tak naprawdę bardzo zależało mi na tej odpowiedzi.-Moje serce tak jak by już wybrało tę jedyną osobę, teraz ja staram się nadążyć za nim umysłem i chcę się do niej zbliżyć, nie ranić jej całując się z inną.-Pokiwałam głową.

-A kim jest ta szczęściara ?-Pytałam go.-Ma przepiękne brązowe oczy, gdy się uśmiecha pojawiają się w jej kącikach ust dołeczki, jej włosy są długie, gęste i lśniące, ma piękny, czysty głos z nutką ciekawości.-Mój mózg zaczął szybko przeliczać wszystkie dziewczyny o których mógł mówić, ale tylko jedna przychodziła mi do głowy.-Wiesz o kim mówię ?-Spytał a kelnerka przyniosła mu zamówienie.-Domyślam się.-Wyznałam.-A jak z twoim sercem ? Czujesz coś już do kogoś ?-Wzięłam dużego łyka, by się opanować.-Po części tak, ale sama nie wiem co on do mnie czuję. -Pokiwał głową.-Zapytaj go, może akurat to będzie to.-Spojrzałam mu w oczy, po raz pierwszy odkąd się tu zjawił. Jego oczy były takie przepiękne, widziałam w nich wszystko. Wyobrażałam sobie jego księgę, zamkniętą która otwiera się tylko wtedy kiedy ja się pojawiałam. Ale to przecież niedorzeczne, to nie mogła by być prawda.-Boję się jego reakcji i tego że mnie odrzuci.-Zbliżył swoją twarz do mojej. Poczułam jego oddech a moje serce zaczęło bić szybciej.-Jeśli nie spróbujesz to nigdy się nie dowiesz.-Przymróżyłam oczy.

-Gdyby mu na mnie zależało to sam zrobił by pierwszy krok.-Westchnął.-A może tak samo jak ty, boi się odrzucenia ?-To było logiczne, nawet bardzo.-Nie będę wstanie się przy nim skupić i wyznać mu że go kocham.-Dotknął opuszkiem palca mojego policzka.-A gdy zrobi o tak ?-Zapytał gładząc swoją całą dłonią mojego policzka. Serce waliło mi jak szalone, nie mogłam zapanować nad oddechem i przyłożyłam swoją dłoń do jego.-Będę czuć się jak w siódmym niebie, ale nadal będę odczuwać lęk.-Ponownie westchnął.-Co on musi zrobić, byś mogła mu zaufać i wyznać mu te słowa ?-Po prostu być.-Wyszeptałam a on ucałował mój policzek tak strasznie delikatnie że sądziłam że zaraz stracę przytomność. Chwycił mojej dłoni swoimi i ucałował.-Skoro obydwoje nie wybieramy się dziś do studia, to może zabiorę cię w miejsce gdzie każdego strach zamienia się w odwagę ?-Uśmiechnęłam się.-Zabierz mnie tam.-Z uśmiechami na twarzach dokończyliśmy śniadanie. Gdy skończyliśmy, Federico uparł się i zapłacił za nas oboje i ja lekko poddenerwowana wyszłam z restauracji.-No o co ci chodzi ?-Zapytał starając dotrzymać mi kroku.-Wiesz że umiem za siebie zapłacić ?-Zatrzymał mi drogę.-A wiesz że chciałem być grzeczny i zrobiłem to dla ciebie ? A ja nie wiem dlaczego ty mnie atakujesz !-Wzdrygnęłam się. Widziałam doskonalę co robię. Chciałam się od niego odsunąć, bojąc się że w końcu wyznam mu tę miłość i wszystko się posypię. Że już nigdy nie będę miała szansy spojrzeć mu w te jego piękne oczy, że wszystko zniszczę...-Przepraszam, masz rację, to głupie.-No dobrze, to teraz jak już wszystko wyjaśnione, idziesz ze mną ? Do mojego świata ?-Pokiwałam głową. Uśmiechnął się i zaczął nas prowadzić w nieznane mi uliczki. Mieszkałam tu już tyle lat i po raz pierwszy czułam że nie wiem gdzie jestem.-Już nie daleko, powinno tam nikogo nie być.-Nie wiedziałam o czym mówi więc tylko szłam blisko niego rozglądając się dokoła. Ostatni raz skręciliśmy na rogu po prawej stronie i były tu tylko drzwi i zapełnione pojemniki na śmieci. Wyjął z kieszeni klucz i otworzył drzwi które zaskrzypiały. -Daj rękę.-Wyciągnął dłoń w moją stronę, wahałam się ale chwyciłam ją. Od razu gdy poczułam jego ciepło, przeszły mnie dreszcze. Nasze dwa ciała, razem złączona w jedno.
Prowadził mnie chwilę, nic nie widziałam, było tu ciemno i jeszcze ciemniej. Jego ciepła dłoń sprawiała że nie przejmowałam się tym gdzie się znajduję. Moje lęki przy nim odbiegały daleko, daleko. To jego ciepło które wraz z moim aż parzyło. Tak strasznie chciałam mu powiedzieć że zależy mi na nim i to cholernie mocno.
-Zamknij oczy.-Posłusznie wykonałam polecenie. Wziął mnie na ręce i jedną rękę odepchnął jakąś zasłonę. Postawił mnie na równe nogi.-Dobrze, poczekaj jeszcze...-Puścił mojej dłoni i włączył jakieś przełączniki bo usłyszałam ich trzask.-Otwórz oczy.-Moje powieki się uniosły i zobaczyłam wreszcie gdzie się znajduję. Stałam na scenie, na samym jej środku w jakimś teatrze w którym byłam pierwszy raz w życiu. Nikogo tu nie było oprócz naszej dwójki. W czerwonych siedzeniach nikt nie siedział, instrumentów nikt nie obsługiwał, tylko nasza dwójka. Spojrzałam na szklący parkiet na którym stałam, byłą taki czysty że można było w nim przejrzeć samego siebie.-I jak wrażenia ?-Zapytał dotykając mojego ramienia.-Tu jest fantastycznie.-Tylko tyle byłam wstanie wyszeptać. Czułam się tak magicznie i wyjątkowo. Tylko ja, tylko scena i Federico ? Kto nas teraz zobaczy ? Kto się dowie ? Co nam stoi na przeszkodzie ? Miał racje, w tym miejscu poczułam się tak, jak bym mogła wszystko bez żadnego ryzyka. Spojrzałam na niego.-Jesteś w stanie to powiedzieć ?-Zapytał chwytając moją twarz w obu dłoniach. Przełknęłam ślinę.-Nie wyśmiejesz mnie ?-Zapytałam szeptem, on tylko mnie przytulił, tak bardzo mocno i czule.

-Może chcesz zaśpiewać ?-Zapytał.-Ale dla kogo ? Tu są pustki...-Dla mnie.-Uśmiechnęłam się a on pogłaskał mnie po policzku i zajął miejsce na widowni..
Federico:
Ludmiła kierowała te wszystkie słowa do mnie, po części to wiedziałem ale cieszyłem się z tego. To coś znaczy, bardzo ważnego. Że zależy nam na sobie, bardzo. Siadłem na miejscu dla widowni i słuchałem jak staje się muzyką. Wzięła w ręce gitarę i zaczęła śpiewać.


Si es por amor doy todo lo que soy (doy todo lo que soy)Si es por amor todo sera verdadero (uuuuh)Esta es mi vida y no la quiero cambiarAlfin encontre mi lugarPero sueńo un amor sinceroAlguien que me pueda amarYo me conozca y siempre encuentro la maneraNo importa cuando y donde seaEn mi juego esta claro el reglamentoCuanto lo siento
Uwielbiałem tę piosenkę ale bardziej wielbiłem jej piękny głos. Gdy skończyła zacząłem głośno bić brawa.
-Wystąpiła przed państwem genialne Ludmiła Ferro ! Zapamiętajcie to nazwisko !-Krzyczałem a ona siadła na scenie zwieszając nogi w dół. Siadłem koło niej, bardzo blisko. Położyła mi głowę na ramieniu a ja objąłem ją ramieniem.-Jak się czujesz ?-Zapytałem.-Wspaniale, dziękuję ci że mnie tu przyprowadziłeś, czuję że żyję.-Uśmiechnąłem się.-To taki mój mały świat, mój kolega tu występuję i dorobił mi klucze. Mogę przyjść tu o każdej porze i śpiewać, być sobą, ale nabiera to większego sensu gdy jesteś tu ze mną.-Poczułem jak się rumieni.-Może zaśpiewamy coś razem ?-Spytała.-Z chęcią.
Resztę dnia spędziliśmy w tym miejscu. Ono nas do siebie zbliżyło, śpiewaliśmy i śpiewaliśmy wszystko co znaliśmy, głównie to o miłości. Nie byłem w stanie powiedzieć jej tego co do niej czuję, tak samo jak ona się bałem. A tak cudownie jest mieć ją przy sobie, gdyby teraz zniknęła to nie dał bym rady.
Wieczorem odprowadziłem ją do domu. Nawet gdy już powinienem był zasnąć, myślałem o niej. Przypominałem sobie jej uśmiechniętą twarz na nowo. Zabrałem ją do mojego świata i jej się spodobało. Przy niej to jest tak inaczej niż przy wszystkich innych, ona jest taka ciepła i wrażliwa. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że moje serce już wybrało, tę jedyną, piękną, mądrą i niepowtarzalną...
Muzyka
W świecie bez marzeń nie da się przetrwać. Chłopak i dziewczyna są dla siebie stworzeni, poznać to mogą gdy spojrzą sobie głęboko w oczy i dojdą w ich głębie, tam gdzie nikt inny nie może sięgać. Nie bez przypadek Ludmiłą i Federico czuli się przy sobie wyjątkowo. Ich historia była wyjątkowa, inna i taka co nie miała prawa się nigdy wydarzyć...



________________
Witajcie moi kochani <3
Hmm.... I pewnie teraz myślicie, że to cudo wspaniałe napisałam ja, ale nie . To nie ja! To mój wspaniały, cudowny, najukochańszy skarbek Marcela Ferro !

A było to tak, że tak dla żartów spytałam się jej czy napisze mi rozdział no i nie wiem dlaczego, ale się zgodziła. Bardzo zależało mi żeby dodać dzisiaj, ale przez cały tydzień nie wiedziałam co napisać. I macie to cudońko. ♥♥

Marceluś, kochanie. Straszliwie Ci dziękuję ! Kocham Cię słonko! <333


Nikki ♥

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 7

"Uczucie się pogłębia, a wszystko coraz bardziej się wali..."

Federico:

Moich myśli jest tak pełno.  Głowa mnie już boli od tego wszystkiego. To dziwne zauroczenie.
To wszystko jest takie nie w moim stylu. Miłość to nie moja bajka. To musi się zmienić. Ja nie mogę Jej kochać...
A może ja jestem trochę na miejscu Maxi'ego? Może mi się tylko wydaje? Bardzo pragnę żeby tak było. Te wszystkie nieznane mi uczucia po prostu zniknęły. Ale czy tak się da ? Przecież to może być ta miłość, której tak bardzo się boję... Tak cholernie się boję !  Nie chcę się poddać temu uczuciu, nie chcę cierpienia...

Spacerowałem sobie z Diego po parku. Ostatnio nasza znajomość się pogłębiła.
Powiedział mi, że pewnego dnia zaczepiał Ludmiłę czego teraz żałuje. Owszem, mam mu to za złe, ale czuję, że się teraz zmienił. Mogę z nim pogadać o wszystkim. Tak jak kumpel z kumplem. A nawet jak przyjaciel z przyjacielem.
Nagle zaczęła się straszna ulewa. Uwielbiam ten deszcz w Buenos Aires. Nie występuję tu za często więc można spokojnie powiedzieć, że jest to coś wyjątkowego. Jeszcze ten cudowny zapach wilgoci...
-Fede, może wpadniesz do mnie, mieszkam nie daleko. A poza tym zaraz będziemy cali mokrzy. - rzekł Diego nakładając na głowę kaptur.
-Okej, ty prowadzisz. - odpowiedziałem i ruszyliśmy.
Faktycznie, chłopak mieszka blisko, bo już po pięciu minutach biegu byliśmy na miejscu.
Zdjęliśmy buty i ruszyliśmy do salonu zasiadając wygodnie na kanapie.
To odpowiedni moment, żeby się jego poradzić.
-Stary, jak to jest się zakochać? - zapytałem wprost. Teraz trochę żałuję tego pytania, bo zrobiło się dziwnie niezręcznie. Diego po krótszym na myślę wreszcie odpowiedział :
-Chłopie, to jest wspaniałe uczucie! Coś nie do opisania. Myślisz, że to ta jedyna, a gdy zjawia się obok ciebie przez twoje ciało przechodzą takie przyjemne dreszcze. Coś cudownego!
-Teraz, to ja już nie wiem co myśleć. - rzekłem z załamaniem, kryjąc twarz w dłoniach. - To wszystko jest taki skomplikowane ! Diego ratuj.
-Federico, ty się boisz. Jesteś zwykłym frajerem. Zagadaj do niej, próbuj ją zdobyć! Miej jaja!
-Ta, ty nic nie rozumiesz. Nie jestem tobą. Nie mam takiej odwagi. - odpowiedziałem wstając. Zacząłem chodzić wte i wewte. Muszę to wszystko sobie przemyśleć. Tkwić w miejscu czy coś zrobić ?
Żeby to była jeszcze taka łatwa decyzja...! Kilka spotkań i moje życie się kompletnie powaliło. Mam w głowię taki mętlik...
-Źle robisz. Potem będziesz tego żałował. Zobaczysz. - odezwał się Diego. - Radzę ci pójść do domu i pomyśleć nad tym wszystkim.

~,~

Kolejny dzień w Studio On Beat. 

Ja tak bardzo chcę jej pomóc. Chcę uwolnić ją od tych wszystkich problemów i smutków. Pragnę tego, aby była szczęśliwa, nawet beze mnie, z kimś innym, ale żeby była. Nie mogę patrzeć jak cierpi, jak płacze. To już nie jest takie obojętne jak kiedyś. Wszystko się zmieniło. Debilna Ti Credo !
Mam już dość tej całej Angie i Pablo. Wszystko popsuli. Najpierw śpiewanie z Ludmiłą, teraz całowanie z Francescą. Głupie jedno wydarzenie i wszystko zmieniło. Czy ten pocałunek też taki będzie? A może poczuję coś do Fran ? Czy to możliwe ?

Kolejna próba trwała dość długo. Strasznie mi się nudziło, więc dlaczego nie porozmawiać?
Kierowałem się już w Jej stronę gdy nagle Pablo musiał mi przeszkodzić.
-Federico, Francesca. Teraz wasza kolej. - rzekł przez co byłem zmuszony wejść na scenę.

                                                                                   Tanto tiempo caminando junto a ti 
Aun recuerdo el día en que te conocí
El amor en mi nació tu sonrisa me enseno
Tras las nubes siempre va a estar el sol

Te confieso que sin ti no se seguir.
Luz en el camino tu eres para mi.
Desde que mi alma te vio.
Tu dulzura me envolvió.
Si estoy contigo se detiene el reloj.
Lo sentimos los dos el corazón nos hablo
Y al oído suave nos susurro



Nadszedł ten moment. Nasze twarze dzieliły milimetry...
-Pablo, ja nie mogę tego zrobić. - Odwróciłem się gwałtownie w jego stronę, a wszystkie oczy zostały skierowane na mnie. - Przykro mi, ale nie pocałuję jej.
Wywołałem u wszystkich ogromne zdziwienie, nawet na Ludmile, która jakoś dziwnie odetchnęła z ulgą. Może nie chciała tego? Może... Nie, na pewno nie.
-Ale jak to. Federico, przecież umawialiśmy się. To ma być najważniejszy elementy przedstawienia...

-Przepraszam. Weź sobie kogoś innego. - powiedziałem i zszedłem ze sceny.
Moje uczucie jest zbyt silne.

Ludmila:




Łzy zaczęły napływać mi do oczu na myśl, że On za chwile
ma pocałować inną ... To było takie okropne uczucie. To nie jest proste patrzeć na pocałunek osoby, którą się... Kocha ? Nie, to nie jest możliwe. Zbyt krótki czas się znamy.
Taka osoba jak ja nie zasługuje na miłość. Nigdy nie umiałam sobie poradzić w życiu. Tylko użalałam się nas sobą, teraz mam wrażenie, że źle robiłam. Czy uzyskałam coś przez to? Nie, to nic nie zmieniło. Nadal cierpię, a jakbym w końcu wzięła się w garść, być może by tak nie było. Może teraz bym czuła się szczęśliwa. Może miałabym przyjaciół. Ale nie. To uczucie bezsilności było zbyt mocne. Nic nie mogłam na to poradzić.
Zostałam sama, nikt mnie nie wspierał. A chyba o to chodzi w życiu. Że ma się tą bliską osobę, która zawsze ci pomoże. W moim przypadku byłoby to wskazane. Ale ja sama na to nie pozwoliłam. Może jakbym się do kogoś zwróciła teraz moje życie byłoby inne, lepsze.
Żałuję. Szczerze żałuję tego przebiegu mojego życia. Jakbym była silniejsza...
Do tego teraz... Te moje uczucia, które tak buzują mi w głowie. Te myśli, których mam już dość. Te wymarzone historyjki, które układam kładąc się spać. Tego jest zdecydowanie za dużo.
Nikt mi już nie zdoła pomóc w tej całej "niby" miłości.


El amor es como una sombra del hombre: cuando lo evitas te persigue; cuando lo persigues te evita.

Marco: 

Ten mimowolny uśmiech na twarzy, gdy pojawia się w pobliżu. Te dreszcze, kiedy dotyka Twojego ciała. To wszystko jest takie piękne. Ale czy to jest tak łatwo udawać obojętnego? Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni, nie chcę niszczyć tego wszystkiego co do ten pory osiągnąłem. Boję się, że przez to mnie znienawidzi.
Ona traktuje mnie tylko jak przyjaciela, cholernego przyjaciela, którym nie chcę być. Chcę być kimś więcej. Ale nieśmiałość nie pozwala mi na to...

Przechadzaliśmy się we dwoje po parku. Słuchaliśmy wspaniałych odgłosów; ćwierkanie ptaków, szelest jesiennych liści, tupot nóg przypadkowych przechodniów.
Ona - jak zwykle uśmiechnięta. Jej włosy w wietrze były takie cudnie! Nie mogłaby się we mnie po prostu zakochać ? I żebyśmy sobie żyli długo i szczęśliwie ?
Powoli zdaję sobie sprawę, że życie nie jest takie łatwe. Że trzeba walczyć o to co się pragnie. Nic się samo nie stanie.
-Francesca, zrobiło ci się przykro jak Federico nie chciał cię pocałować ? - zapytałem. Musiałem to zrobić. A jak ona jest zakochana w kimś innym ? To jest w tym wszystkim najgorsze! Ty kochasz osobę, która darzy to uczucie do kogoś innego. A ja tak nie chcę.
-Bardzo szkoda. Wiesz jak dużo bym zrobiła, żeby tak się stało ? A on nie może! Coś myślę, że on jednak nic do mnie nie czuje. - opuściła głowę.
Cios. Wbiła mi nóż w plecy.
Okropnie mnie to zabolało. I poco było sobie robić nadzieję ? To było proste, że nic z tego nie będzie. Ma innego na oku. Nie mnie.

Naty:

Znowu. Znowu coś to niego poczułam. Tym razem jest to o wiele silniejsze. Ale...
On już nigdy do mnie nie wróci...
Dlaczego tak bardzo go zraniłam ? Przecież to wszystko wtedy nie miało sensu, a teraz...
Nie mogę dłużej udawać, że nic się nie dzieje, że wszystko jest okej. Jeszcze przed moją najlepszą przyjaciółką. I to przez nią to zrozumiałam, akurat przez nią. Nie wiedziałam, że tak się kiedyś stanie, a jednak. Życie umie zaskakiwać.
Ale to właśnie z tego powody wszystko się powaliło, moje życie nagle straciło sens.
Byłam głupia. Mogłam przynajmniej udawać, ale nie. Musiałam mu to powiedzieć. Oczywiście, Naty jak zwykle ma najlepsze rozwiązania! Powiedziała wszystko co czuła, a raczej nie czuła i teraz tego żałuje. Och... Głupia ja.
-Idę dzisiaj z Maxim do kina, potem na kolację, jutro mamy jeszcze pójść...
-Przestań wreszcie o nim gadać! Już mnie to denerwuje. Musisz? Naprawdę musisz ? Zachowaj te swoje wspaniałe nowiny dla siebie. Nie chcę więcej o nim nic słyszeć. - przerwałam Camili. Wkurzała mnie. Cały czas gadała o Maxim jaki to on jest cudowny! Nie obchodzi mnie nic związane z nim.
Akurat musiała być z nim. Nie mogła wybrać sobie Broadway'a czy innego DJ'a ?

I tak to się zaczęło...
Życie straciło sens, a mi tylko pozostało...

El amor verdadero no tiene final...


____________________________
BUAHAHAHA. Napisałam rozdział w tydzień. Wiem, że mam wolne ruchy, ale to i tak rekord.
Moment z Naty kompletnie zwaliłam, ale jakoś tak nie miałam co napisać. I wyszło to wspaniałe cudo !
Hmm.... Następny ? Postaram się szybko, bo ostatnio mam genialny pomysł (w sensie żartobliwym) !
Dodałam troszeczkę Marcesci i Naxi. Ale i tak Femily będzie o wiele więcej ! A i nie myślcie, że szybko zrobię tą parę, bo ich czeka dłuuuuuga droga.
Ściskam i Całuję ! Kocham was ! <333

Nikki ♥

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 6

"Miłość powraca..."

Ona tego nie chciała, nie chciała kolejny raz cierpieć. Za dużo w tym okresie musi przechodzić.
Codziennie twarz zalana głębokimi łzami, kolejne myśli rozbrajające jej głowę... Widok jego z inną, siedzenie w kącie i rozmyślanie nad sensem życia... 
To wszystko powróci, ale to zdecydowanie nie dla niej. Po co jej jeszcze to ? I tak jej życie jest przesrane, a ta cholerna miłość tylko dodaje jeszcze więcej bólu... 

Ludmila:

Czas stanął w miejscu. Wszystko stało się jakieś inne, niepojęte dla mnie. Stałam nieruchoma patrząc się gdzieś w dal...
Co mną tak poruszyło? Że Federico ma się całować z Francescą?
Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale to nie może być powód. Przecież Federico nie jest dla mnie nikim ważnym.
Rozmawiałam z nim kilka razy, śpiewaliśmy ze sobą. Ale czy to wystarczy, żeby się zakochać?
Nie wierzę w "przeznaczenie", czy tam "miłość o pierwszego wejrzenia". Dla mnie to kompletny bezsens.
Trzeba czasu,  żeby kogoś pokochać. Tydzień w zupełności nie wystarczy.
Są też zauroczenia i te sprawy. Ale żeby tak zauroczyć się dopiero po dłuższym czasie ?
Och... To wszystko jest takie pomieszane! Życie jest takie skomplikowane. Nie można by sobie po prostu żyć? Bez żadnych uczuć i innych pierdół? Nie, no bo przecież ktoś musi cierpieć, tak jak ja. To jest najwidoczniej wskazane.
-Ej, wszystko dobrze? - zapytał Diego. A od kiedy on taki troskliwy ? Albo udaje, albo... Nie, on raczej udaje.
-Nic nie jest dobrze. - odpowiedziałam załamanym i nieco krzykliwym głosem . - Oj zresztą. Ty i tak nie zrozumiesz.
Jak taki koleś jak on mógłby cokolwiek rozumieć?
Gada tylko te swoje durne teksty, zarywa do wszystkich dziewczyn  w studio. Żyć, nie umierać !
Czy ja czuję się kiedyś taka radosna jak on? Nie, ja się czuję zupełnie inaczej. Każdy dzień przeżywam, martwię się o wszystko, stresuję, boję...
W studio jestem prawie niewidzialna, a tu nagle zjawia się Diego i zaczyna się mną przejmować.
-Dobra, czego chcesz ? Wiem, że coś kombinujesz. Nie wierzę w twoją bezinteresowność.
-W sumie jakby się tak zastanowić... to nic nie planuje. A poza tym to nie załamuj się tak wszystkim. Kobieto weź się w garść! Poczuj tą radość, szczęście. W końcu jesteś w Studio 21. Czy tam w Studio On Beat, zapomniałem że zmienili nazwę. Tu powinnaś się czuć bezpieczna. Tobie przecież nikt tu nic nie zrobi. Daj się ponieść tej muzyce panującej tutaj. - rzekł chłopak zaskakując mnie. Może on jednak ma coś w tej głowie?
-Mam niby sobie tak nagle zabłysnąć ? Przyjść do szkoły ubrana w 10-centymetrowe szpilki, jakąś błyszczącą sukienkę i futerko ?
-Nie chodzi mi o to. Bądź po prostu normalna. Jak my.
Taaa, bycie normalną zdecydowanie nie jest stworzone dla mnie. Mu to się wydaje takie łatwe.
"Hokus pokus..." i BUM! Nagle staję się normalna! Nie, to tak nie jest. Ja się nie potrafię zmienić.
-To nie jest takie łatwe. - rozkleiłam się i siadłam pod ścianą kryjąc głowę w kolanach. -  Ja tak nie mogę. I nie proś mnie więcej o to. To zbyt trudne.
Diego popatrzył na mnie ze zmartwioną miną i wysunął do mnie rękę.
-Wstajesz ? Nie chcę, żeby ominęła mnie reszta zajęć. - powiedział, a ja pokiwałam głową na "nie". - Chodź, musimy się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
Pomimo mojej woli wstałam. Wyjęłam z torebki puder, aby zamaskować nim mój płacz i ruszyłam z Diego do sali.
Federico od razu się skierował ku niemu.
-Dzięki. - rzekł i poklepała go po ramieniu.
Co to mogło oznaczać? Tego nie wiem. Ale chyba znowu ktoś coś knuje przeciwko mnie.
On chyba chce mnie zranić na całej linii. Nie wiem czy mu ufać....

Federico:

I znowu to uczucie wstydu wśród przyjaciół.
Nienawidzę tego. Jest to dla mnie czas męki. Przecież to nie moja wina, że akurat ja. Świat jest niesprawiedliwy!
A poza tym nie mam na razie na to czasu. Przecież muszę spełnić mój cel.
Gdy ją widzę obi mi się diametralnie przykro. Stoi zawsze na samym końcu sali smutna, czasami zapłakana. Nikt nie zwraca na nią uwagi, jakby była powietrzem. To jest takie bezsensowne uczucie. Widzieć kogoś w tym stanie. Serce wali mocniej, łzy nabierają się do oczu. Coś nie spotykanego. A ja? Przyglądam się na to dość sporo czasu. Dlaczego nic nie zrobiłem ? Przecież mogła być teraz szczęśliwa.
Boję się. Boję się opinii, jaka mogłaby mnie wtedy napotkać. Boję się jej reakcji. Boję się własnych uczuć.
Życie nie jest proste i o tym trzeba wiedzieć. Ja nie wiedziałem, zawsze myślałem, że wszystko będzie zawsze idealne. A tutaj ? Pojawiła się ta piosenka i wszystko straciło swoje znaczenie...
Pocałunek z Francescą nie przytłacza mnie. Co z tego, że się pocałujemy? I tak to nic nie będzie znaczyć. Nad Włoszką zapanował Marco. A ja jakbym miał się w niej zakochać to byłoby to już dawno temu.

Moje serce jeszcze nie dawno zimne stało się lekko ciepłe. Czy Ona doprowadzi je do całkowitego rozgrzania? Czy może to ciepło po prostu zgaśnie?  
Tego nie wiem, ale niebawem się przekonam.
Ja w ogóle nie jestem pewien czy chcę się zakochać. Przecież to nie jest łatwe.
Tyle przy tym bólu...

To nie bajka, nikt żyć długo i szczęśliwie nie będzie...  Ja też. 

____________________
Rozdział dedykuję Marceli ♥
23.23 a ja go wstawiam, no skandal! Ale dla was wszystko <3
Piszcie na GG, które podałam tak z boku. Może podsuniecie mi jakiś pomysł.
Pozdrawiam :)

Nikki ♥ 

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 5

"Bo takie życie jest łatwiejsze..."

Każdy sobie mówi, że mogło by byc lepiej, o wiele lepiej. Tylko czy coś z tym robi? Tkwi w tym swoim nudnym życiu dalej. 
Pff... Bezsens... - Tak twierdził Federico. To właśnie on idzie dalej i zmienia coś co trzeba. Nie ma tak, że będzie się bezsensownie toczył, i nic z tego nie uzyska. Tak było tym razem...

Szła powolnym krokiem do studio. To ona należy do tych stojących w miejscu. Nic nie ma zamiaru z tym zrobić. Nie zdaje sobie sprawy, że szarą myszką będzie już zawsze. A czy to będzie takie łatwe ?
Blondynka nie myśli o przyszłości. Co będzie kiedyś tam...
A on? Na czym ma myśleć? Przecież wszystko będzie wspaniale ! Zrobi karierę, przecież i tak już wygrał Talentos 21.

Doszła. Od razu na oko rzuciła jej się Violetta z jej "bandą".
Ludmiła jej zazdrościła i to jak. Całe życie otoczona przyjaciółmi, chłopaków kocha się w niej cała masa. Normalnie żyć nie umierać!
Był to doskonały powód do nienawiści, którą do niej żywiła. "Przecież to nie moja wina, że wszyscy mnie tak wielbią!". Bezsensowna gadka Violetty. Ludmile się śmiać chciało jak to słyszała. Tak, właśnie. Chciało jej się śmiać. Czy to nie dziwne ?
Ach... Ale kto by się nie śmiał ze słodkiego, niewinnego głosiku Violetki ?  
Federico też jej nie lubił.
Szatynka narobiła mu w życiu wiele przykrości i dużo razy go upokorzyła. Chłopak po tych wszystkich latach tylko udawał, że ją lubi tylko po to, aby zaprzyjaźnić się z jej przyjaciółmi. Dobry myk - jak to nazywał. No przecież trzeba sobie jakoś w tym życiu radzić.
Ale kto by się spodziewał, że ta oto fantastyczna szatynka może być zła ? Chłopak miał straszną ochotę wszystkim powiedzieć jaka ona jest naprawdę. Tylko czekał na odpowiedni moment.
A teraz musiał się zająć inną sprawą. Miał pewien plan, którego niewypełnienie, nie wypada w jego przypadku.
Ludmiła nie wiedziała czy mu zaufać. Skąd mogła wiedzieć jaki on jest na prawdę ? Może on razem z Violettą knuł coś przeciwko niej ? Przecież mogło tak być.
Ale na razie próbowała o tym nie myśleć. Chciała się zająć muzyką. Niedługo przedstawienie i te sprawy...
Co z tego ? Jej głowę zapełniało pełno myśli, których nie mogła uwolnić.
-Wiecie, że zaczął się sezon różnych ćwiczeń i ciężkiej pracy ? - zaczął Pablo  - Angie i ja długo zastanawialiśmy się komu przydzielić jakie prace. Wiecie, że jest was sporo i nie każdy będzie miał najważniejsze role ? Piosenki będą napisane i skomponowane tylko przez kilka osób. Mi też jest przykro, ale inaczej się nie da. Codziennie widzę jak radzicie sobie z różnymi sprawami związanymi z muzyką. Niektórzy mają mniejsze możliwości i tak dalej.
-Tak, Pablo ma racje. Ale pamiętajcie, że każdy jest tak samo ważny. - powiedziała Angie. - Słuchajcie, to była bardzo trudna decyzja, ale główną rolę damską dostaje  Francesca.

Ludmila:

Bardzo ucieszyłam się, że Fran dostała tą rolę.
Szkoda, że ja nie mam szans ... Ale kto by chciał taką zwykłą Ludmiłę ?
Nigdy nie twierdziłam, że nie umiem śpiewać. Tylko szkoda mi było, że nigdy nie zostałam doceniona.
Kurde, cały świat się na mnie uwziął !
Wyszłam stamtąd. Nie chciałam tam być i patrzeć na te wszystkie, zawsze szczęśliwe twarze.
Usiadłam przy ścianie na korytarzu. Łzy zaczęły mi spływać po policzku.
-Wszystko nie tak ! - krzyknęłam sama do siebie rzucając zeszytem. - Dlaczego moje życie nie jest takie idealne?
Schowałam głowę w kolana. Ja już tak nie mogę ! Nie mogę tak żyć. Oj, to wszystko nie ma sensu!
Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Zadrżałam z obawy, że to Diego.
I miałam rację...
-Czego chcesz ? - zapytałam podnosząc się z podłogi. Ten koleś mnie przerażała. Do czego on mi jest jeszcze potrzebny? Nie wystarczy, że moje życie i tak jest na maksa przesrane ?
-Spokojnie, przyszedłem cię pocieszyć. Dlaczego płaczesz ?
-A od kiedy to tak interesują cię czyjeś losy? Zajmij się lepiej swoją przecudowną osobą, a mi daj spokój!- rzekłam ostro odchodząc od niego. On nie rozumie pewnych rzeczy. Nic nie wie o życiu. Och... No bo jakie on może mieć problemy. Że mu się fryzurka zepsuła czy coś ?
Kasy ma OOO tyle, samochód jego odróżnia się w zupełności od wszystkich, przez jego nowoczesność i najnowszą generację.
Szczerze nie lubię takich osób. Tylko wywyższają się i myślą, że są takie super. Niech się lepiej zwiąże z Violką. Para idealna !
Reszta jest spoko. Tylko Federico wydaje mi się aż za dobry ...
Może on coś ukrywa ? Jego osoba jest dziwna. Cóż, urodę ma, na co zwraca uwagę duża ilość dziewczyn... Tylko, że żadnej dziewczyny nie ma.
-Czekaj ! Nie chcesz wiedzieć nic więcej o przedstawieniu? - zapytał Diego podbiegając do mnie.
-Co mnie to interesuje ?! Daj mi już spokój, odwal się ode mnie. Nie jesteś mi do niczego potrzebny! - wykrzyczałam co mi przyszło do głowy.
-Tak w razie co to rolę męską dostał Federico. Wiesz, że na końcu mają się całować? Trochę...
Nie słuchałam dalej. Moje serce przyspieszyło swoje bicie. Ale dlaczego...?


_______________
Powiem, że jestem nawet zadowolona.
Jednak przytłacza mnie fakt, że mam coraz mniej komentarzy. W 2 rozdziale było 20, a teraz... ;(
No trudno, wygląda na to, że coraz gorzej piszę.
Trochę mi przykro, ale nie mam żadnego zamiaru kończyć tego bloga. Bardzo go pokochałam i będzie on jeszcze długo, długo...
Ale dość użalania się nad sobą !
Kolejny rozdział tak jakoś... Nie wiem. Teraz przybyła kolejna lektura i tak dalej... Nauki mam potąd.
A poza tym wena mi ostatnio odpłynęła gdzieś w dal...
To chyba tyle.

Nikki ♥

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 4

"To nie jest takie łatwe..."

Cały czas twierdziła, że nic jej się nie udaje, że wszystko jest bez sensu, że nie ma już po co żyć...
Ale trwa dalej, próbuje się ze wszystkim uporać, tylko co to daje ? Nadal nie jest przez nikogo doceniana, nikt jej w życiu nie pochwalił, że coś dobrze zrobiła...
Świat najwidoczniej nie jest stworzony dla niej. 

Jakoś to przeżyła, zaśpiewała, mimo swojego stresu. Odetchnęła z ulgą, że w końcu jej się coś udało.
Nie schrzaniła tego, i to jest najważniejsze. Nigdy, by sobie tego nie wybaczyła. Nie wybaczyłaby sobie tego, gdyby narobiłaby Mu obciachu. Jej pochwała, brawa bite dla niej, nie były w tym momencie najważniejsze. Liczyła się tylko Jego reputacja, nie chciała jej zepsuć.
Tylko czy przez to jej życie będzie łatwiejsze? Nie uważała tak, nic się nie zmieni.
Codziennie walczyła ze swoją wolą. Może w końcu postaram się być odważniejsza. Może spróbuję do kogoś zagadać? Codziennie kładąc się do łóżka tak myślała, a rano? Rano było już inaczej. Rano miała o wiele mniejszą samoocenę. O wiele mniej wierzyła w siebie. To były tylko wieczorne marzenia...
A poza tym dla kogo miała się zmieniać? Nikogo by to nie uszczęśliwiło, była też myśl, że może to się nawet niektórym nie spodobać.
A gdyby od początku była normalna, może życie byłoby teraz lepsze?
Niestety, nie może się już cofnąć. Początek już był, drugiego nie będzie.

Może wydać się to dziwne, ale on też się stresował. Nie mógł tak spokojnie zaśpiewać z Nią. Nie wiedział tego, myślał że nagle nadeszło go uczucie lekkiego strachu.
Ale co on może wiedzieć o życiu? Co on może wiedzieć o tych wszystkich uczuciach, które go nigdy nie dopadły, z którymi nigdy nie miał nic wspólnego?

Zajęcia się skończyły. Ludmiła właśnie otwierała samochód, gdy nagle odezwał się do niej ktoś zupełnie nie spodziewany.
-Ładnie śpiewasz. Wiesz, że mógłbym się z tobą umówić ?
Zadrżała. Ktoś się do niej odezwał, wydawało się to dosyć fajne, ale ona się przestraszyła.
Zwyczajnie się bała. Myślała, że ten ktoś chce ją wykorzystać. Nie chciała się poczuć zraniona ten pierwszy raz. Po co jej jeszcze więcej cierpień ? Miała ich dość.
Pff... Ale kogo to obchodzi, że ona coś czuje? A co tam, zabawię się, przecież ja na tym nie ucierpię!
Możecie się domyślać kogo ujrzała. Był to Diego.
-Czego chcesz ? - zapytała oschle. Dobrze wiedziała jaki on jest. Łamacz kobiecych serc...
Szczerze go nienawidziła. Te jego słodkie uśmieszki do innych dziewczyn... Idiota !
-Nie denerwuj się tak mała. Możemy się zabawiać.
Nie chciała z nim dłużej gadać. Strata czasu...
Wsiadła do samochodu i odjechała jak najszybciej.
A co jak będzie ją dręczył przez najbliższe dni ? Pojawi się u niej kompletna załamka. Teraz jest załamana, a co mówić potem...

Federico po szkole postanowił przejść się na jesienny spacer. Ta wilgoć, ten zapach deszczu, tak go ożeźwiały... Mógł przy tym spokojnie ochłonąć i sporo przemyśleć. A miał o czym.
Bardzo zależało mu żeby Ludmiła była szczęśliwa, żeby nigdy nie płakała, żeby uśmiech nie schodził jej z twarzy... Tylko czy tak się dało ?
Dotąd jego marzenia się spełniały - a to możemy nazwać tak jakby marzeniem - ale to mogło być zbyt duże wyzwanie.
 Ale on się za to zajmie. Będzie wierzył w to, że dojdzie do celu. Nigdy się nie podda...

________________________
Trochę krótki ten rozdział, ale chciałam wam dać, tak jakby wynagrodzenie, przez tamto poprzednie beznadzieje. Był zły, bo tak mało komentarzy i wgl. W sumie to się nie dziwię !
Ale macie ten, szczerze powiem, to się starałam i wydaje mi się nawet przyzwoity.
A, i jeszcze dodam, że ten dedykuję Mai Wilczek. Kocham Cię <333
Pozdrawiam .

Nikki ♥

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 3

"Niektórzy żyją tylko wspomnieniami ... " 

Czy ten świat nie byłby nudny, gdyby nie byłoby czego wspominać? 
Każdy dobrze wie, że wspomnienia nie są zawsze dobre. Są też złe, nieprawdaż ? 
Ten powrót do przeszłości czasami jest wręcz przygnębiający. Wtedy tylko myślimy: "Wszystko zrobiłbym, żeby cofnąć czas i zapobiec temu co się stało..." Ale niestety tak się nie da. Musimy żyć teraźniejszością.

Ludmila:

Siedziałam na parapecie wyglądając przez okno z nadzieją, że będzie się coś dziać. Może kłótnia sąsiadów?
Jednak nic. Żadnego najmniejszego dźwięku, nawet szmeru liścia mimo zbliżającej się jesieni.
W pewnej chwili coś sobie przypomniałam. To niemiłe wspomnienie...

A było to tak:
Pewnego dnia bawiłam się radośnie wraz z moją siostrą i bratem. Miałam wtedy może z dziesięć, a oni z osiem lat.
Raz byłyśmy na huśtawce, raz w piaskownicy. 
Śmieliśmy się, biegaliśmy i ogólnie wygłupialiśmy. "Wszędzie nas pełno" - Jak mówiła niemiła sąsiadka z naprzeciwka. My, jak to dzieci nie zwracaliśmy na to uwagi i robiliśmy to, co nam się podobało. No właśnie - i to był błąd.
Przyszło mi wtedy do głowy, żeby wyjść na ulicę. Moi towarzysze nie mieli nic przeciwko.
Tak więc po pewnym czasie byliśmy już na chodniku w centrum miasta. 
Tak jak to w centrum wydawało się być bezpiecznie. Wiadomo - pełno ludzi, wszystko co się robi ktoś zauważy. Ale jest też minus - pełno samochodów. 
Nie, to nie jest tak jak wam się wydaje - Oni nie zginęli w wypadku. To było zupełnie inaczej. 

Teraz tylko się zastanawiam czy oni jeszcze żyją, czy są szczęśliwi...
Ale kontynuujmy:

Tak więc po dłuższym spacerze, mojej siostrze koniecznie chciało się słodkiego. 
Na samo wspomnienie o tym ja i Charlie też mieliśmy ochotę. 
Przeszukałam wszystkie kieszenie, moi towarzysze zresztą też, ale nic. Ani grosza. 
I co teraz? Czekała nas długa droga do domu, gdzie ewentualnie mogło znaleźć się coś w lodówce. 
Ruszyliśmy. Z tego wszystkiego aż zaczęliśmy biec. Ale czy takie dzieci jak my mieliśmy tyle siły?
Po dłuższym czasie zdyszani, a teraz również spragnieni, zatrzymaliśmy się gdzieś na poboczu, gdzie było mniejsze widowisko. 
I właśnie tak to się zaczęło....

Na samo wspomnienie i tym łza spłynęła mi po policzku.
Dlaczego los tak chciał ?

Zatrzymał się przy nas spory samochód, z którego zaraz wyszedł - z pozorów - miły pan. 
-Dzień dobry dzieciaczki. Czy chcecie może do wesołego miasteczka ? -zapytał ze sztucznym uśmiechem co zaraz spostrzegłam. Oni jednak nie. Byli ode mnie młodsi. Cóż mogli wtedy wiedzieć ?
Mimo, że miałam tylko dziesięć lat, interesowały mnie zawsze programy telewizyjne, zawierające dużo wiadomości. Zawsze wiedziałam co się dzieje w kraju i co może się w każdej chwili stać. Nie byłam takim dzieckiem co wiele rzeczy nie rozumie. Rozumiałam prawie wszystko. I właśnie w tamtej chwili miała złe przeczucie...
-Tak! Tak! Zbierze tam nas pan ? - Pytały rozweselone dzieciaki. Ja nic nie mówiłam tylko myślałam, dużo myślałam. 
-To wchodźcie do samochodu. Już jedziemy. 
Nie wiem co wtedy mną wstrząsnęło. Stałam jak wryta i patrzyłam w nicość. Teraz tak żałuje...
-Ludmiła, wchodź. Będzie super! - mówił Charlie, który razem z moją siostrą siedział w aucie. 
-Wiecie to nie jest dobry pomysł, żeby jechać z obcym panem. Słyszeliście co mówiła mama...
-A co nas to obchodzi?! - zbulwersowała się Mary - Proszę pana, jedziemy bez niej!
I ruszyli, a ja zostałam sama.

Co się działo dalej ? 
Poszłam do domu i opowiedziałam o wszystkim rodzicom. 
Oni - jak to oni, mało przejęci zaistniałą sytuacją - zadzwonili na policję. 
Jednak co?  Nic. Po moim rodzeństwie nie pozostał ślad... Policja przeszukała wszystkie zakątki miasta, potem kraju...
Nikt nic nie wiedział. Czy nic im się nie stało, czy oni jeszcze żyją...

I właśnie od tamtego momentu zamknęłam się w sobie. Byłam załamana, i to strasznie...
Ale czy to z tamtego powodu jestem jaka jestem ? Nie, to nie tak.
To wszystko przez nich - moich rodziców. Nie wspierali mnie, nie pocieszali, nie przejmowali się mną...
Czy byłabym teraz taka smutna ? Gdyby oni byli inni? Jak oni nawet mnie nie wspierali. Mogliby przynajmniej, no bo przecież zaginięcie Charliego i Mary nie ruszyło ich nawet minimalnie.

Zostawmy wspomnienia. Zajmijmy się teraźniejszością.
To jutro - właśnie jutro - miałam śpiewać przed niewielką publicznością.
Dlaczego się tak stresuje ? Czyżby boje się, że ktoś mnie wyśmieje ?

W szkole trwało okropne zamieszanie. Każdy na kogoś wpadał, mniejsze dzieci były strasznie rozbawione, aż roiło się od tłumu. Na szkolnym korytarzu masa elegancko ubranych nauczycieli i niektórych uczniów, również tych z innych szkół. Stroje większości osób były raczej swobodne, a kilkanaście dzieciaków było za coś przebrane. Nawet nie można było się swobodnie załatwić, bo kolejka do toalety się nie kończyła. 
W każdym razie trwał konkurs. Coś w stylu programu "Mam talent".
Jednak za każdą dziedzinę - np. śpiew, taniec, itp - była osobna nagroda. 
Miałam wtedy dwanaście lat. Mimo tego, że moje rodzeństwo zaginęło nie ogarniał mnie stres przed śpiewaniem i tańczeniem. Uwielbiałam to od małego, więc nie bałam się, że coś źle zrobię lub pomylę. 
Tak czy inaczej wszyscy zebraliśmy się w wielkiej sali gdzie miało się to wszystko odbyć. 
Najpierw jakaś tam przemowa dyrektorki, potem jakiś powitalny występ, a na koniec się zaczęło. 
Wiele osób widok ogromnej publiczności przeprawiał o dreszcze. Mnie nie. Byłam gotowa na wszystko. 
-Teraz zapraszamy Lumiłę Ferro ! - krzyknęła prowadząca i rozległy się brawa, co mnie jeszcze bardziej rozluźniło. 
I tak zaczęłam mój występ. Nie reagowałam na "Buuu..." od nielubiących mnie osób, ale...
No właśnie. 
Siedzący w pierwszym rzędzie chłopak z mojej klasy zrobił mi okropny kawał. Strasznie się nie lubiliśmy i wszystkiego mogłabym się po nim spodziewać, ale to było przegięcie.
Próbowałam się skupić na krokach, żeby przypadkiem się nie zaplątać, w śpiewaniu nie miałam raczej problemu. 
-Patrz się ! Tam stoi twoja siostra i brat! - krzyknął Nicolas w co uwierzyłam. Nie zwracając uwagi na to co robię natychmiastowo wszystko przestałam i odwróciłam się, aby przywitać rodzeństwo. 
Pff.... Jaka byłam wtedy głupia! Cały mój występ się zepsuł przez głupiego kolegę z klasy. 
To była dla mnie wielka tragedia. Po tym wydarzeniu całymi dniami mnie wyśmiewano. Wszędzie wytykano mnie palcami. 
A teraz ? Teraz boję się, że znowu coś zepsuję, że znowu uwierzę w takie coś. Za bardzo kocham Mary i Charliego, żeby się tak nimi nie przejąć. Strasznie bym chciała, żeby żart Nicolasa był prawdą...

To wydarzenie nie oddaliło mnie od moich planów i marzeń. Zawsze chciałam śpiewać, aż pewnego dnia
w końcu nadszedł ten dzień. Dzień, w którym zapisałam się do Studio 21.

A było to tak...

Nie! Tego nie będę wspominać. Powiem tylko, że ten cały tydzień przed zdawaniem egzaminów wstępnych był bardzo wyczerpujący. Tylko ćwiczyłam i ćwiczyłam.
A nawet nie wspomnę o tym dniu, gdzie prawie umarłam ze stresu. Mimo moich obaw się dostałam i to było najważniejsze.
***


Niby o czym ona myśli całe dnie ? Jakie myśli siedzą w jej głowie ? 
Czy to nie są proste pytania ? A może są aż za proste ? 
Nie, to tak nie jest jak zwykle. Ona nie myśli jak każdy człowiek; "Ale dzisiaj męczący dzień", "Ciekawe co jutro w szkole..."  lub "Nic mi nie wychodzi ! " 
Te i inne wyrażenia chodzą nam po głowie. A jej ?
Ona tylko zastanawia się nad tym jak bardzo jej życie nie ma sensu. Jak bardzo nie jest nikomu potrzebna. Dlaczego nikogo nie obchodzi ... 
Owszem, niektóre osoby tak twierdzą, ale czy zawsze? Nie, taka myśl przychodzi tylko na chwile. A jej na całe życie...

Ludmiła:

Moje dni są coraz gorsze. Z każdym czuję się jeszcze bardziej niepotrzebna, jeszcze bardziej zraniona.
Ale dlaczego akurat ja ?
Los sam wybiera nam drogę życia. To on kieruje nami, naszymi uczuciami. Każdy kto jest smutny i samotny zastanawia się, dlaczego jego to spotkało. Ale czy świat byłby wtedy znakomity? Wtedy, gdy nikt by nie miał zmartwień ani problemów? Ja tak nie uważam. Myślę, że byłoby nudno, tak bez sensu...
W każdym razie wszystko mnie już przerasta. Życie mnie przerasta.
Czasami tak się zastanawiam czy przypadkiem się nie ...
-Kończ już to śniadanie Lu. Przecież miałam cię dzisiaj odwieść do studia. - rzekła Sara wyrywając mnie z przemyśleń. Nie mam jej tego za złe. Niczego jej nie mam za złe.
Ona w przeciwieństwie do moich rodziców się mną przejmuje.
-Przepraszam. Zamyśliłam się. Już kończę. - wytłumaczyłam się i wsadziłam brudne naczynia do zmywarki.
Po chwili siedziałyśmy już w samochodzie.
Sara co chwile o coś się pytała.
Na niektóre odpowiadałam, na niektóre nie...

Każdy z nas przynajmniej raz w życiu usłyszał trudne pytanie.
Takie, które jest bardzo krępujące dla nas wszystkich.
Zwykle odpowiadamy coś w stylu "Aaaaaaa...?" albo "Nie ważne" . 
To są raczej odpowiedzi na pytania dotyczące tego co robimy, lub tego co myślimy o tym czy tamtym.
Często zdarza się takie coś w stylu "Podoba ci się ta dziewczyna?" - Po części odpowiedź na to znajdziemy powyżej. Tylko nie odrzekniemy takiego czegoś na: "Kochasz mnie?".
Sara zadała mi coś w tym stylu.
-Jak tam u twoich przyjaciół ?
Dla większości ludności jest to banał. Zazwyczaj odpowiedź na to brzmi "Dobrze" , "Nic ciekawego".
A ja co mam odpowiedzieć? Przecież nie mam przyjaciół...

Tak czy inaczej dzisiaj w Studio mieliśmy przedstawić nasze występy.
Wysiadłam z samochodu i udałam się do szkoły. Od razu podeszłam do mojej szafki, aby wziąć tam jakieś nuty.
Jak na złość pierwsze zajęcia były z Angie.
Nerwowym krokiem udałam się do sali śpiewu, żeby tam jeszcze przećwiczyć. Zastałam tam Fede, który zaczął już grać pierwsze nuty.
Jego widok przytłaczał mnie o dreszcze. On na mnie działał tak magicznie, tak...  Nie wiem jak to określić. Tak tylko co z tego ? On przecież.... Oj z resztą. Szkoda gadać.
-O, hej. Śpiewamy tak na próbę ? - zapytał, jak zwykle z rozweseloną twarzą. Czy ja go nigdy nie zastanę przygnębionego ? Nie to, że chcę tylko po prostu ciekawi mnie jakby wtedy wyglądał.
-Yyy, no tak, tak. W sumie to może być... Jak tam chcesz... - zająkałam się trochę i sama nie wiedziałam co mówię. Jednak po chwili ucichłam bo po minie chłopaka można było wywnioskować, że jestem jakąś idiotką.
Jeszcze nie zaczęliśmy, jak do sali wparowali wszyscy uczniowie wraz z Angie.
-To po naszej próbie... - Szepnął do mnie Federico.
-No to zaczynamy. Kto chce pierwszy ? - rzekła nauczycielka, przez co w całym pomieszczeniu było słychać co najwyżej głuche echo.  - Czyli robimy głosowanie ? - Cisza. Wygląda na to, że nie tylko ja się stresuje. - Sama wybiorę kto śpiewa pierwszy.
Gęsia skórka od razu pojawiła mi się na rękach, a włosy stanęły mi dęba.
Trzęsłam się. Nie dość, że tak się bałam to jeszcze było mi zimno.
-Nie bój się - rzekł Fede i objął mnie ramieniem.
Było mi wtedy tak przyjemnie, że nie wiem jak to określić.
To ciepło bijące od niego - Coś wspaniałego...
-Tak więc wybrałam ... - trzymała nas w niepewności Angie - ...Uwaga, uwaga... - Myślałam, że zemdleje. A jak nas ? Co wtedy będzie ? Nie chcę, czegoś pomylić, zepsuć. W każdej chwili może coś nie wypalić. Nie chce narobić nam obciachu. Najbardziej szkoda by mi było Federico. Miałby wtedy do mnie pretensje, czego nie chce. To byłoby straszne i w ogóle. - Leon i Violetta !
-Uff...
Rozległy się brawa, a oni poszli na scenę. Miałam taką ulgę, że nie wiem.
Tak strasznie chciałabym mieć to wszystko za sobą...


_____________________________
Skończyłam pisać to coś, z czego jestem kompletnie niezadowolona.
Ale trudno. Rozdział pisałam już kilka razy i za każdym razem usuwałam i pisałam od nowa.
Teraz już nie mam na to siły, więc dodaję to co jest. Jak widzicie jest on podzielony na dwie części. Oddzieliłam je trzema gwiazdkami.
Teraz jeszcze kilka spraw:
Zmieniłam nick na Nikki Lambre, bo mi się tak jakoś to spodobało. Teraz będę się podpisywała Nikki ♥
Niedługo też pojawi się nowy szablon z http://zaczarowana-grafika.blogspot.com/
Hmm.... A propo następnego rozdziału to nie wiem kiedy będzie, lecz postaram się, żeby był porządny, nie jak ten.
Pozdrawiam :)

Nikki ♥

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 2

Muzyka moim życiem...

Tylko przy śpiewaniu może uwolnić emocje, których tak zwykle nie ma. Tylko przy śpiewaniu, może wyznać to co czuje. Tylko przy śpiewaniu uśmiech może pojawić się na tej codziennie smutnej twarzy. Czar prysł...! Piosenka się skończyła. Uśmiech znikł, a dziewczyna wróciła do szarej rzeczywistości... Dlaczego tylko muzyka daje jej poczucie swobody przy tej bardzo ważnej dla niej osobie...? 

Nasze głosy cudownie się łączyły. Czułem jednak pewną wątpliwość. No przecież to tylko zwykła piosenka, nic więcej. Pouczymy się trochę, zaśpiewamy kilka razy razem i to tyle...
Chciałbym tak śpiewać całe życie. Ona dopełniała mój głos, ja dopełniałem jej... To było niesamowite...
Grająca muzyka już przestała grać. Dziewczyna zaczęła się zbierać to chyba oznaczało, że już idzie. Ja przerwałem tą trwającą ciszę.
-Nie uważasz, że powinniśmy zaśpiewać coś innego? - zapytałem oczekując odpowiedzi.
Ludmiła zamilkła. Rzuciła się z powrotem na fotel i podparła rękę pod podbródek.
-Może... - odparła po dłuższej chwili.
Jej niezdecydowanie było dla mnie dziwne. Zazwyczaj spędzam czas z osobami odważnymi i otwartymi. To było dla mnie coś innego. Nowe przeżycie, doświadczenie...

Cisza - rzecz mało mi znana. Czasami tylko w nocy, gdy nie słuchałem muzyki mogłem ją poznać, ale w pewnej chwili stało się to dla mnie nieznośne. Moglibyśmy tak siedzieć długimi godzinami. Musiałem to w końcu przerwać.
-Może opowiesz mi coś o sobie?
Ludmiła natychmiastowo się wyprostowała i wlepiła we mnie wzrok. Czułem się trochę niekomfortowo, ale co miałem powiedzieć? "Nie patrz się tak na mnie" ? To nie byłoby zbyt uprzejme.
Patrzyła się na mnie, jej oczy wędrowały on mych stóp do głów. To było dziwne, a nawet bardzo dziwne, ale cóż...
-Czy coś ze mną nie tak? - zapytałem w końcu, bo czuć się bardziej skrępowanym już nie mogłem.
Moja nowa towarzyszka, jeszcze chwile się na mnie patrzyła, a po krótkim namyśle powiedziała:
-Nie, nie. Z tobą wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Przeraziłem się trochę, że tak powiem.
Co miałem dalej robić? Co miałem dalej mówić? Niestety, ale nie wiedziałem. Wstałem tylko, wziąłem gitarę i zacząłem śpiewać Te creo. 
Po kilku słowach dziewczyna zaczęła śpiewać razem ze mną.
Znowu te nasze głosy... Łączące się... Coś wspaniałego...
-Tak to jest to. To właśnie zaśpiewamy. - rzekłem, a ona się tylko uśmiechnęła.
Dalej nic się już nie działo. Ludmiła, się tylko pożegnała, a ja odprowadziłem ją do drzwi.
Byłem bardzo zadowolony, ale trochę... yyy... nie wiem jak to nazwać. W każdym razie czułem się dziwnie.

Ludmiła:

Po spotkaniu z Federico czułam się pięknie. Wygląda na to, że uwielbiam z nim śpiewać. To jest takie cudowne. Piosenka, która nas łączy...
Właśnie w tych kilku chwilach poczułam się ważna. Poczułam, że ktoś w końcu mnie zauważył...
A to tylko jedno głupie zadanie ... Każdy z kimś coś tam zaśpiewa, ale czy jego życie zmieni się tak jak moje? Nie...

Po wyjściu z posesji chłopaka uświadomiłam sobie, że nie mam ze sobą samochodu, a mieszkam dość daleko. Czy mam się wrócić ? Czy może lepiej dojść jakoś do Studio i odebrać swój samochód?
Ech... sama nie wiem. Jechaliśmy tutaj dwadzieścia minut, a co już mówić iść pieszo. Nie, ja się tam wracam.
Zadzwoniłam niepewnie do drzwi. Otworzyła gosposia, i szybko zawołała Federico.
-Tak, czy coś się dzieję? - zapytał nie bardzo wiedząc o co chodzi.
-No bo ja... nie mam czym... No ja...
-Ach... Zapomniałem - przerwał mi i sięgnął po kluczyki, leżące na szafce w korytarzu. - Już cię odwożę.
Ruszyliśmy z powrotem do jego auta. Bardzo przyjemnie mi się nim jechało, nawet lepiej niż w moim. Ale to nie to uszczęśliwiało mnie, gdy jechałam jego samochodem. Było to coś zupełnie innego...
-Naprawdę przepraszam. Kompletnie zapomniałam, że nie przyjechałaś tu swoim samochodem - rzekł z uśmiechem. - Spieszy ci się do domu? Bo nie wiem czy jechać szybko czy wolno.
-W sumie to nie...
Myślałam, że Federico będzie coś mówił, no bo przecież pytał się mnie jak ma jechać. Ale jednak nic się nie odezwał tylko nucił tylko coś pod nosem.
On jest taki fajny, zabawny, każdy go lubi w ogóle. Też bym chciała taka być, ale po prostu nie mogę. Nie moja wina, że jestem taka nieśmiała, małomówna... Moje życie towarzyskie praktycznie nie istnieje.
Jak ja się nawet nie potrafię odezwać do chłopaka z mojej grupy. Widzę go przecież codziennie i co mi szkodzi powiedzieć po prostu 'cześć' ? Ech... Najwidoczniej szkodzi...
-Odwieść cię do Studio czy przed dom?
-Nie wiem... Zrobisz co zechcesz..
-Czy tobie jest tak wszystko obojętne?
Nienawidzę rozmawiać o moich uczuciach. I co mam odpowiedzieć? "Przejmuję się wszystkim, tylko próbuję tego nie pokazywać" ? Czy może "Co się będę przejmować światem? Jestem optymistką, będzie co będzie" ? Prawdy nie powiem, kłamać też nie będę. A co go to w ogóle obchodzi? Niech się zajmie lepiej sobą!
Wiem poniosło mnie trochę, ale nie lubię jak się ktoś wtrąca w moje życie.
Po prostu wstydzę się o sobie mówić...
-Ej, ej. Zadałem ci pytanie. - No i znowu. Muszę mu w końcu coś odpowiedzieć...
-A czy to takie istotne ?
Chłopak nic już więcej się nie odezwał. Wysadził mnie przed studiem i odjechał bez słowa pożegnania. Może się obraził, może był zmęczony. Nie wiem.
W każdym razie mi pozostało tylko podejść do mojego samochodu i pojechać do domu.

Federico:

No trudno. Jak nie chce o sobie mówić to nie. A co mi tak w ogóle zależy?

Moje sprawy miłosne... Ech, w sumie to nie było tych spraw miłosnych. Moje uczucia wyglądają następująco: Do sporej grupy osób czuję nienawiść. Miałbym ochotę zabić, rozszarpać i nie wiem co tam jeszcze. Są ludzie, przy których nie jestem taki otwarty jak zwykle. To się chyba nazywa wstyd? Nie. To jest raczej coś w stylu 'Co ja będę do ciebie mówił? I tak nie zrozumiesz'. Lecz większość osób lubię. Czasem nawet wielbię. Niektóre dziewczyny mi się kiedyś tam podobały. Ale czy to miłość? Nie, zdecydowanie nie.
Błąkanie się po świecie i szukanie tej jedynej, jak to niektórzy robią, nie jest mi pisane. Skąd wiem, czy tej dziewczyny nie mam tuż przy sobie ?

Muzyka oddaje moje uczucia. Kiedy jestem wesoły, słucham, lub śpiewam wesołe piosenki. A gdy jestem nieszczęśliwy, zagubiony... Taki to praktycznie nigdy nie jestem. Bycie nieszczęśliwym jest rzeczą, którą bardo dużo osób doznaje. Tylko niektórzy ludzie są nieszczęśliwi z byle powodów.
Co ludzie rozumieją przez bycie nieszczęśliwym? - Gdy dostaną w szkole złą ocenę, gdy nie otrzymają od rodziców wymarzonej rzeczy, gdy mają problemy finansowe.
Co ja rozumiem przez bycie nieszczęśliwym? - Gdy osoby na których mi zależy mówią mi bardzo niemiłe rzeczy. Gdy nikt mnie nie kocha... I co najważniejsze... Gdy tracę bliską mi osobę.
Tak, właśnie tak jest. Nie będę się martwił o coś o co nie potrzeba.

Nie znam powodów, dla których Ludmiła jest nieszczęśliwa - a taka się wydaje.
Zagubiona? Zagubiona nie jest, tylko trzeba bliżej ją poznać, żeby to stwierdzić. A ja? Tak, ja chce ją bliżej poznać. Tylko nie wiem czy ona na to pozwoli...

A może to właśnie muzyka ją zmieni....?

`````````````````````````````
Ja już sama nie wiem, jak mi się dzisiaj udało napisać ten rozdział.
No w każdym razie, mam nadzieję że was tym nie zanudziłam.
Pozdrawiam :) Nikolcia <333

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 1

Bo życie nie jest takie łatwe...

Słowo - rzecz bardzo istotna. Jedno, może wszystko zmienić ... Może zmienić całe życie... Albo na złe, albo na dobre. Jej życie się nie zmienia, jej życie jest bez sensu. Nikt do niej nic nie mówi, nikt się nie odzywa. Ona też się do nikogo nie odzywa. Nie odczuwa takiej potrzeby...

Dzień jak zwykły dzień. Wstałam, ubrałam się, zjadłam śniadanie. Dlaczego nic wokół się nie dzieje ? Dlaczego moje życie jest takie nudne ? Te pytania dręczyły mnie co dnia. Nie znałam jednak na nie odpowiedzi, były zbyt trudne. 
Wszyscy szczęśliwi, zadowoleni, i nie wiadomo co jeszcze. Tylko ja... Nie wiem jak to określić. 

Wchodząc do studio na kogoś wpadłam.
-Przepraszam - powiedziałam zbierając moje książki z podłogi. Chłopak, tylko skasował mnie wzrokiem i odszedł. 'Co za niewdzięczni ludzie na tym świecie' - pomyślałam. 
Na zajęciach z Angie, znowu musieliśmy śpiewać w duetach. Eh... kolejna zła ocena...
-Ale tym razem, sama dobiorę was w pary - rzekła nauczycielka, a wszyscy zaczęli patrzeć na nią z zaciekawieniem. Uff... na szczęście. 
No właśnie szczęście, tym razem odczułam chodź na chwilę takie uczucie. Ale czy na długo ? Nie wiem. Angie powiedziała, że na tablicy szkolnej są wywieszone nasze nazwiska, więc dopiero po zajęciach dowiem się z kim będę śpiewać. 
Przez całą lekcje byłam strasznie zdenerwowana. Często tak miałam. Zdenerwowanie, była jedną z moich cech. Denerwowałam się dość często. Każdy dzień był dla mnie stresem. Nie wiedziałam co się wydarzy, nie miałam pewności czy przypadkiem coś złego się nie stanie. Czy po drodze do szkoły, nie przeżyje wypadku samochodowego, który w każdej chwili może się wydarzyć. Czy z moimi rodzicami wszystko jest w porządku. Czy do cholery wszystko będzie dobrze! Nic nie wiedziałam...
Życie w niepewności jest trudne... Bardzo trudne... Czy ja muszę żyć w niepewności ?  Najwidoczniej tak już musi być... Po prostu nie umiem inaczej...

Zajęcia minęły. Wszyscy przepychali się przez drzwi, żeby jak najszybciej zobaczyć z kim są w parze. Mi się nie za bardzo spieszyło. Co mi zależy ? Będę z kim będę, po prostu. 
Stanęłam przy szafce, odkładając moje zeszyty.
Dlaczego wszystkim się tak powodzi ? Dlaczego wszyscy są szczęśliwi ? Dlaczego mnie spotkał taki los ?
No właśnie...  Dlaczego? 
Moje dni są takie nudne, denne... Wstać, zjeść, pójść do studio, wrócić, znowu zjeść, oglądać telewizję lub siedzieć w internecie, i znowu zjeść, umyć się i pójść spać. 
To jest właśnie moje życie. Żadnych przygód, żadnych zaskoczeń, żadnych ciekawych sytuacji...

Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dobrze znany głos.
-No to Lu, śpiewamy razem. - powiedział uprzejmie chłopak o imieniu Federico. Strasznie mnie zaskoczyło, że akurat z nim wystąpię. A tak w ogóle, to skąd on zna skrót mojego imienia? Tylko Sara do mnie tak mówi. Tak się zdziwiłam, że zaniemówiłam i nie mogłam z siebie wydusić ani jednego słowa. Przytaknęłam tylko głową i ruszyłam się przebrać na zajęcia z Gregorio.

Federico - Jest nowy, ale najbardziej lubię go ze studio. Nigdy nie ukrywa swoich uczuć, mówi otwarcie. Moje kompletne przeciwieństwo.
No, a mówią że przeciwieństwa się przyciągają.  W tym przypadku to jest kompletnie nie możliwe. On pewnie woli dziewczyny ze swojego towarzystwa. Coś w stylu Violetty, czy Francesci. Nie to że jest mi z tego powodu przykro czy coś.

Kilka godzin później

-Wreszcie cię znalazłem. Musimy przygotować piosenkę. - rzekł chłopak stając na przeciwko mnie. Kompletnie nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie umiem z nim rozmawiać. Czułam się skrępowana. - No to u kogo ćwiczymy, u mnie czy u ciebie?
-Yyyy, no.. ja... - zająkałam się - No, w sumie to... Nie wiem, ja chcesz.
Chłopak się lekko uśmiechnął.
-No to chodźmy do mnie teraz.
-No, yyy... Teraz ?
-No, a czemu nie ? Chodź.
Nie byłam zbyt przekonana, a on to najwidoczniej zauważył, więc wziął mnie za rękę i pociągnął do swojego samochodu.
Przez całą drogę, coś do mnie mówił, a ja milczałam i uważnie przysłuchiwałam się jego słowom. Były takie zdecydowane, a zarazem delikatne... Jego głos zdawał się być trochę dziecinny, jak na chłopaka w wieku siedemnastu lat.
Mi to jednak nie przeszkadzało. Czułam się przy nim bezpiecznie. Jego dziecinny głos, nagle stał się taki dorosły, męski.
-Ludmiła, dlaczego nic nie mówisz? Nigdy nic nie mówisz. Czy coś się dzieje ?
Zatrzymał się i popatrzył na mnie. Te jego oczy... Dobra, stop! O czym ja myślę?
Tak czy inaczej, nic nie odpowiedziałam. Chłopak tylko wzruszył ramionami i wyszedł z samochodu. Byliśmy najwidoczniej na miejscu, więc zrobiłam to samo.
Po chwili znaleźliśmy się w sporym, lecz przytulnym domu. Fede, skierował mnie do swojego pokoju. Czułam się nie komfortowo w jego mieszkaniu, tak jakoś nieswojo... Może to dla tego, że to  jego mieszkanie?
W pokoju Federica był, że tak powiem kącik muzyczny. Znajdowało się tam pianino, kilka gitar, mikrofon, głośniki i jeszcze trochę drobiazgów. Usiadłam niepewnie na jednym z fotelów i poczęstowałam się ciastkami, które wcześniej przyniosła gosposia.
-Hmm... To co śpiewamy ? Może coś wesołego, na poprawienie ci humoru?
Uśmiechnęłam się pod nosem i zaproponowałam Junto A Ti. 
             
Federico:

Zaczęliśmy śpiewać. Ludmiła, się trochę wyluzowała. Wydaje się, że przy śpiewaniu jest zupełnie inna...
Strasznie zastanawiała mnie jej osoba. Jest strasznie skryta i niezdecydowana... Różni się od reszty dziewczyn. Taka szara myszka, nie wiedząca co się wokół dzieje. Szara myszka - to dobre określenie. Ale to, że nie wie co się wokół dzieję... - To mi się nie zgadza. Tak się wydaje na pierwszy rzut oka. Teraz jednak uważam, że ona bardzo dobrze się orientuje w otoczeniu i dużo wie o otaczającym ją życiu. 
Zagubiona... Błąkająca się bezsensownie po świecie... Dobrze wiedząca, że jej życie nie ma sensu... Nie mogąca wydostać się z pewniej pułapki...
Tak sobie ją wyobrażam i myślę, że tak jest. Ja osobiście, nie doświadczyłem takiego uczucia, ale spotkałem się z paroma takimi przypadkami. Nie mogłem do tych osób dotrzeć. 

Czy do niej mi się uda...? 

`````````````````````````````````````
No to jest pierwszy rozdział. Wiem, nie udał mi się, ale nie wiedziałam co innego wymyślić. 
Drugi, może pojawi się jutro, ale nie jestem do końca pewna.
Pozdrawiam :)
Nikolcia W

Obserwatorzy