niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 10

To jest już męczące...



       "-Jak wszyscy są szczęśliwi to ja też chcę.
         -Przecież możesz.
         -Ale się boję.
         -Czego?
         -Że Cię stracę..." 



   Ominęli się. Ogromnym łukiem. Jakby byli dla siebie nikim. Zupełnie nikim. Jakby mogli bez siebie oddychać, czerpać tlen tak po prostu. Jakby słońce świeciło nie dla nich. Jakby deszcz padał dla innych ludzi, którzy okazywali sobie w nim uczucia. A przecież tak nie było. Ale oni o tym nie wiedzieli. Albo nie chcieli wiedzieć.
A te gwiazdy świecące na niebie? Dlaczego akurat świecą dzisiejszą nocą? Dlaczego teraz niebo nie jest zachmurzone jak zwykle? Los który zazwyczaj jest "tym złym" tym razem robił wszystko co w swojej mocy, by ich do siebie zbliżyć. Wszystko. Ale... Wychodzi na to, że im po prostu nie zależało. Bo by coś zrobili do tej pory, prawda?

   Oddająca swój blask rzeka, płynęła swobodnie wśród brzóz, które dawały na nią cień. Ciała niebieskie nadal nie odpuszczały. Robiły co w swojej mocy, żeby świecić jak najmocniej. Ich blask odbijał się w najmniejszej kałuży co dawało lekkie światło. Wiatr lekko muskał ich twarze i dawał przyjemny powiew. Raz na jakiś czas aleją pełną różnobarwnych róż przejeżdżał samochód. Liście delikatnie szmerały, drzewa kołysały się jak do najpiękniejszej pieśni. On i Ona byli tam. Razem, ale osobno. Patrzyli się w ten sam punkt i podśpiewywali tą samą piosenkę. Nie słyszeli się, dzielił ich mur, który bali się zburzyć. Ale przecież mogli, ciągnęło ich do tego. Z każdym dniem coraz bardziej.
Głównym problemem była ona. Bał się, że coś zrobi nie tak, bo przecież nie znał jej uczuć. Nie wiedział, że jest aż tak ważny.
Nie powiedziała mu nic. Miała okazje. Kilka ich spotkań sprawiła, że ciągnęło ją do niego jak magnez, któremu stoi coś na przeszkodzie.
Ale... Ale przecież teraz jest ten moment. Nie można go tak po prostu zmarnować.
Podszedł do niej. Dziwne, prawda? Nikt nic nie wie. Powód był nieznany.
-Ludmiła...
Teraz jakby się zastanowić to o co w tym wszystkim chodziło? Nic im nie stało na przeszkodzie. Mogli obdarowywać się miłością. Zresztą... Świat jest dziwny.
-Powiedz mi... Dlaczego... - zawahała się chwilę. To było trudne. Wszystko jest trudne. Życia nikt nie pojmie. Znowu cisza? Znowu będą tak tkwili, bez żadnego słowa? Przecież tak nie może być. Przeznaczenie ich pchało do siebie. Z podwojoną mocą. Nie da się go oszukać, nie da...
-Miałem jeden, dość znaczący powód...
Rozumiał ją, bardzo dobrze. Teraz ona tylko mogła się domyślać o co chodzi. Ale sama sobie zaprzeczała, że to nie możliwe, że tak nie może być, że nie może jej...
Samotna łza spłynęła po jej policzku. Spojrzała zaszklonymi oczyma w jego czekoladowe tęczówki. Widziała w nich wszystko. Wszystko.
-Ale...
-Kocham Cię.
~.~

''...Przez siedem mórz, gór, ulic i rzek. Gdy inni mówią nie. Będziemy biec do siebie... ''

   Nie chciał, ale to było już wskazane. No bo co jak co, ale nad miłością panowania nie mamy. 
Naprawdę? To jest jakaś epidemia? Dlaczego wszyscy się zakochują, ale to ukrywają? Przecież to nie ma sensu. W ogóle. 
Ale był pewien jednego. Szkoda, że się mylił...
Trudno, w życiu nie zawsze jest pięknie. Chociaż... Czasami jest to powód do załamania. Był nieszczęśliwy, to wystarczało.
   Wyszedł. Nie mógł znieść siedzenia samemu w czterech ścianach. Musiał ochłonąć.
Stawiał powolnie kroki szukając na niebie Wielkiego Wozu. Oderwało go to od tych cholernych myśli. Zrobiłby wszystko, żeby go pokochała.
W pewnej chwili jego telefon lekko za wibrował. Kto pisze sms'y o tej porze? Wyciągnął komórkę z kieszeni i spojrzał na ekran. To Violetta...
"Mam wystarczające dowody."
Tavelli się uśmiechnął. Teraz wszystko będzie dobrze. 

~.~
   Jego też to wszystko męczyło. Marzył o prawdziwym uczuciu. A nie o jakiejś sztucznej, przesłodzonej "miłości" jak to nazywał. Ale to zdecydowanie nie było to. Jego prawdziwą miłością były motory, tak to właśnie to było najważniejsze. Uwielbiał ten zapach spalin, dźwięk silnika, smar i wszystko co z tym związane. Nie liczyło się nic więcej, zupełnie nic.
   Kto o pierwszej w nocy chodzi na tor? Nie mógł się oprzeć, ciągnęło go tam. To było silniejsze od niego, musiał to zrobić właśnie teraz. Przebrał się, założył swój ulubiony czarny kask i powoli wsiadł na granatowy motor. Przekręcił kluczyki i zaraz go nie było. Co rusz przyspieszał, musiał się uwolnić od rzeczywistego życia, stresu. A to go właśnie od tego uwalniało, nie było nic lepszego.
   Przemyślał to wszystko. Nie będzie z Castillo, przynajmniej nie teraz. Zrobiła się jeszcze gorsza od niego,Zmienił ją, zdecydowanie. Teraz tego żałuje, cholernie żałuje.  No, bo gdyby dało się cofnąć czas... 
Wiem! Wybuduję, wehikuł czasu. I się przeniosę do tego momentu, gdy przyszedłem do Studio21.

~.~
"Y es que yo soy así
Con solo una mirada
Vas a quedar de mi
Por siempre enamorada"

   Szukał. Cały czas. Mógł też czekać, aż sama przyjdzie. Tak robił niedawno. To nic nie dawało.
Miłość go nie lubiła. Nigdy nie przyszła, a jak już to tylko na chwilę. Życie jest bez sensu... - czasami myślał. Ale to prawda, życie bez miłości to nie życie.
Nie wytrzymał. Musiał zadzwonić i porozmawiać. Wykręcił numer Federico.
Od dłuższego czasu trzymali się razem. Byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Mogli liczyć na siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę.
   Diego mu cholernie zazdrościł. Pasquarelli się zakochał, ze wzajemnością. Czy nie powinien być najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi? Hernendaz się z niego śmiał. On by korzystał z każdej chwili, żeby tylko być z ukochaną, żeby okazywać jej jak najwięcej miłości. Ale... Chyba nie mógł.
Nie odbierał. Wiadomo, było późno, ale coś musiało być na rzeczy. Trudno. Rzucił telefon na łóżko i sam się na nie położył.

~.~
   Zatkało ją. Co miała teraz odpowiedzieć? Nie wiedziała. Coś się w niej ogromnie gotowało, a krew zaczęła być gorąca. Serce zabiło mocniej i szybciej. Zimny prysznic, tak to najlepszy pomysł.
Nie można było tak tkwić w tej ciszy, nie teraz.
Cofnęła się o jeden krok. Chciała sobie to wszystko przemyśleć, ale nie miałoby to ani troch sensu. Teraz zastanawiała się czy on serio mówi prawdę. Może to po prostu jakieś żarty? Może udawał, żeby się zabawić samotną Ludmiłą Ferro? Nie wiedziała, nie chciała wiedzieć. Miała ochotę stamtąd uciec. Natychmiast.
Nie miała jednak odwagi. Stała jak w ryta. Nie miała siły poruszyć żadną częścią ciała. Dość.
-Ale... Ale... Za co? - spytała. Było to tak proste pytanie, że aż trudne. Nie wiedział co odpowiedzieć.
Spojrzała mu głęboko w oczy. Krępująca sytuacja. Trudno. Przeżyje. Z natury nie był romantykiem. Nie było go stać na jakąkolwiek przemowę. Poeta z niego kiepski.
Dlaczego tyle czekała? Zastanawiało ja to dlaczego on  nie odpowiada. Tak, teraz był ten moment.
Oderwała od niego wzrok i obróciła się na pięcie. Była już gotowa do ucieczki, jednak złapał ja za nadgarstek i przekręcił w swoja stronie.
-Za wszystko... - szepnął. Kolejny raz fala gorąca przepłynęła przez jej ciało. Teraz wszystko jest jasne, i dobrze o tym wie. Kocha ją, naprawdę. Ale ona ma wątpliwości. Ogromne.
-Jak możesz kochać kogoś takiego jak ja ?! - wydarła się mu prosto w twarz. - To jest nie możliwe, kłamiesz! Nie jestem warta Twojej miłości, rozumiesz ?! Nie jestem... - Tym razem głos jej się załamał.
Zamurowało go, mocno. Nie spodziewał się takiej reakcji. Ale nie żałuje. Diego ma rację - zawsze warto spróbować.
-Proszę, nie płacz. - mówił zakłopotany. Jego też zbierało na płacz. Poddał się. - Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. Nie pozwolę ci odejść. Nasza miłość musi przetrwać. Już na zawsze...
 
   Załóżmy, że siedzimy teraz w kinie. Oglądamy wzruszający, pełen emocji melo-dramat. To wydarzenie, mocno trzyma nas w napięciu. Nie możemy się doczekać dalszych losów owej pary. 
Co by było dalej? Możemy się spodziewać. Czułe słówka, pocałunek, potem ślub, dzieci. Wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie, blablabla. Ale przecież życie to nie film, niestety... 

   Czyżby znowu cisza? Przecież tak nie może być. Kochają się...
-Federico, ja...
Uciekła. Nie gonił jej.

~.~
   Wygrała. Teraz wszyscy ją pokochają. Będzie dobrze, a nawet lepiej.
Ruszyła z pewnością siebie do frontowych drzwi. W studio jak zwykle tłok, ale to chyba dobrze. Znajdzie się w centrum uwagi. 
-No, posuwać się, już, już. Zróbcie miejsce dla wielkiej Castillo. - powiedziała jak zwykle tym swoim tonem "tej najważniejszej". Rozglądnęła się po korytarzu i gdy tylko zauważyła swoich "przyjaciół" podbiegła do nich z szyderczym uśmiechem. 
-Mam dowody. 
-To to akurat wiemy. Wszystkim wysłałaś wczoraj sms'a jakbyś nie wiedziała. - rzekł Leon. Teraz nie będzie dla niej miły. Koniec. 
A co on w ogóle sobie myślał? Że tak będzie dobrze? Nie, nie jest. Nigdy nie było. Wiedział o tym już dawno. Nic nie zrobił. Mógł. 
-Dobra, dobra. Teraz patrzcie na to zdjęcie. - uniosła swój telefon do góry, żeby wszyscy mogli zobaczyć. 
Dokładnie. Był to Federico z Ludmiłą. Stali na moście. Tylko co z tego? Nie można sobie postać? 
Violetta jest naprawdę głupia, Verdas postanowił to wykorzystać. Żeby uspokoić całe towarzystwo, powiedział coś, czego nigdy nikt by się nie spodziewał.
-Oj tam, wielkie halo. Violuś, niestety, ale z tobą zrywam. - Czyżby szok? Nikt nic nie powiedział. Gapili się na niego z wytrzeszczonymi oczami. To się nazywa sensacja - pomyślał. 
   No i koniec Leonetty, plan Castillo nie wypalił. Wszystko powinno być dobrze. Ale nie było. 

   Miłość musi wkroczyć do akcji, bo będzie źle, naprawdę źle. 

______________
Koniec rozdziału 10. Jestem nawet zadowolona, ale ocenę pozostawiam wam. ;) 
Postanowiłam się zmobilizować. To takie postanowienie noworoczne. ;* Nie będę zwlekać z tym wszystkim, bo nie to sobie zamarzyłam. Teraz będzie dobrze, rozdzialiki często. Ja tymczasem idę nadrabiać wasze rozdziały, ale niestety ich nie skomentuję, i wgl przepraszam, ze nie komentowałam... ;// Od jutra będę ze wszystkim na bieżąco, więc się radujmy!
A i jeszcze coś. Zaraz pojawi się notka organizacyjna. Trzeba pozałatwiać kilka spraw. o.O 
Pozdrawiam i całuję. ;*
Nikki <3 

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 9

    Dla mojego skarba ♥ 

"Niebezpiecznie blisko miłości..."

   Jak ja się teraz czuję? Wspaniale? Pięknie? Cudownie? Można, by tak sobie teraz myśleć, ale nie. Czuję się fatalnie. Nie wiem co mam teraz myśleć... Czy ona mnie kocha ? Czy to ja, akurat ja jestem miłością jej życia? Nigdy i to nigdy tak intensywnie nie myślałem. Nigdy nie byłem tak zamieszany...
Wiedziałem, że to będzie takie okropne, niecodzienne... Ale, że aż tak ? Szczerze to się nie spodziewałem. Kompletnie się nie spodziewałem. Tego uczucia. Niebezpiecznego uczucia...

   Oparłem się o barierki balkonu. Wpatrywałem się w to duże koło znajdujące się na niebie - księżyc. I towarzyszące mu takie malusieńkie białe kropeczki zwane gwiazdami. Wiatr lekko muskał moją twarz, a ja oddawałem się tej magicznej chwili... Chyba magicznej, bo mogłoby być lepiej, o wiele lepiej. 
Co jest piękniejszego od tego widoku? Co mogłoby mnie bardziej zafascynować ? Co mógłby sprawić, że poczułbym się lepiej?
  A jeszcze gorzej mi z tym, że przez tyle lat, tyle tych beznadziejnych lat marnowałem sobie życie...
Z tymi pustymi laleczkami, których w ogóle nie kochałem, którym dawałem satysfakcję, że są ze mną.
A Ją ? Ją widziałem codziennie. Codziennie patrzyłem jak cierpi... 
I zawsze miałem ją tak blisko, ale daleko... I wtedy nic nie miało sensu. Tułałem się przez życie bez tej cholernej miłości... A teraz jak na złość przyszła tak strasznie szybko. I to jeszcze tak niespodziewanie... Do tej osoby, która kiedyś w ogóle mnie nie obchodziła... 
Nigdy bym nie pomyślał, że pokocham właśnie Ją.

Ale czy już się domyśliła? Czy zna moje uczucia? Czy czuje to samo?

~Nigdy nie będziesz wiedział jeżeli nie spróbujesz~

~,~

   Jeszcze dzisiaj w Studio On Beat trwało zamieszanie wśród uczniów. Krążyły dziwne plotki, które dla nich wszystkich było prawdą. 
To właśnie ta "najpiękniejsza", "najcudowniejsza", "najmądrzejsza" Violetta Castillo zaczęła się bulwersować w związku z nieobecnością Federico, a razem z nim cichą, szarą myszką Ludmiłą Ferro. Tak właśnie z tą co nigdy się do nikogo nie odzywa. Właśnie z tą, która nie jest dla nikogo ważna. Chyba... 
A zaczęło się od Marco Tavelli, tego raczej cichego, ale towarzyskiego człowieka, którego zazdrość nie miała panowania. 
Trzecia lekcja. Wszyscy już zauważyli, że nie ma w studio owej dwójki. Chłopak zobaczył przygnębioną twarz Francesci. Podejrzenia przyszły do niego z prędkością światła. 
- Smutno ci, że nie ma dzisiaj cudownego Federico, twojego wymarzonego chłopaczka, co ? - powiedział dość ironicznie, tak, aby brunetka natychmiastowo to zauważyła. Spojrzała na niego lekko wkurzona, a zarazem rozbawiona jego niespotykanym zachowaniem. 
- O co ci Marco chodzi? Kpisz ze mnie, bo podoba mi się Pasquarelli ? Sam pewnie kochasz się w jakiejś idiotce. - Zachowanie dziewczyny, też wydawało się dość nietypowe. Tavelli nigdy nie spodziewałby się aż takiej reakcji ze jej strony. Zawsze miła, przyjacielska i pomocna dziewczyna, a tutaj  nagle taka nieuprzejma dla niego. Najwidoczniej musiał ją za bardzo denerwować. Cały czas pytał się ją o Federico. Co do niego czuje i tak dalej. Miała tego serdecznie dość. 
-Wiesz, moja ukochana, wcale nie jest idiotką... Ma pięknie, kruczoczarne włosy, jasną cerę... Zawsze nosi kwieciste sukienki, które tak pięknie pachną różanymi perfumami... Na jej cudownej, małej główce zawsze można zastać.... - rozmarzał się Meksykanin, jednak po chwili przerwał. I tak za dużo już wypaplał, a nie chciałby, żeby się dowiedziała.
-Super. Fascynująca historia, ale nie za bardzo mnie interesuje co ma na głowie ta twoja dziewczyna. - odpowiedziała i odwróciła się do niego plecami, próbując dostrzec coś za oknem. Pogoda była bardzo słoneczna, ale to nie nadawało jej samej nastroju.
-Ojej. Teraz powinnaś się martwić o swego księcia z bajki, bo kto wie ? Może teraz włóczy się ze swoją ukochaną i mówi jej jak to dla niej nie pocałował cię i nigdy w życiu by nie przybliżył tak czule swoich ust do ust takiej zwykłej Fran.  O! I może tą osobą jest taka sobie załóżmy cicha Ferro. Wiesz razem nie ma ich w szkole... Kto wie co oni teraz robią. - rzekł to w takim tonie, że sam sposób mówienia wkurzał Francescę. 
-Przestań - rzuciła oschle i odeszła od niego. Tak! Jego cel spełniony. Niech sobie za nim płacze, dopóki nie dostrzeże prawdziwej miłości swojego życia.
Szczerze nie wiedziała o co mu chodzi. To proste, że był zazdrosny, ale ona tego nie dostrzegła. Nigdy w życiu nie mogłaby się spodziewać, że On, właśnie On się w niej podkochuje. To wszystko było dobrym powodem do intensywnego myślenia. No bo co tak naprawdę jest na rzeczy ? Dlaczego jest wobec niej taki wredny? Nic nie zrobiła, to że podobał jej się Federico nie było powodem do takich usterek między nimi. A poza tym on jej się tylko podobał, zwykłe zauroczenie. Nie mogła go kochać. Miłość swojego życia ma tak blisko siebie. Za blisko...
   Na nieszczęście, całej rozmowie przysłuchiwała się rozbawiona Castillo. Koniecznie musi to wykorzystać. Będzie niezła afera.
Prawie cała klasa - łącznie z nią - siedziała zgromadzona na murku przed studiem. Leon zaczął swoją paplaninę o motocrossie i tak dalej. Violetta nie dość, że była tym kompletnie znudzona, to jeszcze musiała koniecznie zacząć swój wspaniały temat.
-Dobra Leon. Wszystko super, ale mam o wiele ciekawsze wiadomości - przerwała mu. - Nie sądzicie wszyscy, że nasz Federico kręci coś z Ludmiłą? - Na wszystkich twarzach wywołała ogromne zdziwienie i zakłopotanie. - Tak, dobrze myślicie. Chodzi mi o Ludmiłę Ferro. Tą szarą osóbkę, która siedzi cały czas w kącie. Nie zdziwiłabym się, gdybyście jej nie kojarzyli, bo trudno ją dostrzec z jej dziwacznym charakterem.
-Pff... Uderzyło Cię coś w głowę ? On i Ludmiła ? W życiu. Do takiego poziomu by się nie zniżył. - zakpił Maxi dając wszystkim do zrozumienia, że coś jest w tym co mówi. - Zawsze udawało mu się wyrwać jakieś ładne laski, więc nie sądzę, aby...
-Maxi. - przerwał mu Diego. - Chyba nie sądzisz, że Ludmiła jest jakaś brzydka czy coś w tym stylu.
Nagły szok! Wszyscy spojrzeli na chłopaka ja na jakiegoś nienormalnego.
Nie było to tak, że jakoś szczególnie się jemu podobała, ale Dominguez był tolerancyjny. Nie lubić kogoś, bo jest mniej towarzyski i ma inny pogląd na życie ? Niby dlaczego miał tak uważać ? Blondynka była też człowiekiem, uczniem studio. Taka sama jak oni.
Miał bardzo za złe sobie, że ją pewnego razu zaczepił, ale to już było. Diego się zmienił, zdecydowanie.
   Hiszpan ostatnio dużo myślał i o Federico i o sobie. Nie mógł pojąć niesprawiedliwości, która go otaczała i wciąż otacza. Nie mógł patrzeć na pewne osoby, kiedyś tak dla niego ważne. Kochał Violettę, można powiedzieć, że nadal ją kocha, ale ona nie dała mu nigdy żadnej, nawet minimalnej szansy. Zawsze mówiła, że to nie jest im pisane, i że miłość przyjdzie do nich jeszcze, tylko z tymi innymi osobami. Mówiła mądrze, po prostu go nie kochała, nie chciała go okłamywać. Nie chciała mu dawać marnej nadziei, nie chciała, żeby cierpiał. Jeszcze wtedy była dobrą, przyjacielską osobą. Nie użalała się nad sobą, zawsze pragnęła komuś pomóc nawet jeśli to było mało możliwe. Diego wtedy myślał, iż może los pokieruje tak, że kiedyś będą żyć razem. Tak długo i szczęśliwie... Ale... Wtedy pojawił się Verdas. I... Wszystko się powaliło. Zrozumiał, że tak nigdy nie będzie, że Castillo nigdy go nie obdarzy miłością. Zakochała się w Leonie. To było widać. Latała za nim na okrągło, a gdy wreszcie to zauważył... Zmienił ją. Zmienił wszystko. Po kilku tygodniach znajomości nie była już tą samą Violettą. A On... On nie mógł już nic poradzić. To był dla niego koniec świata. Ale wreszcie to zrozumiał. Potem zaczęła się przyjaźń z Federico... Włoch nauczył go naprawdę wiele rzeczy, których wcześniej kompletnie nie rozumiał. I teraz wie co jest dobre, a co złe.
Ale to nie znaczy, że jest jakiś miłosierny. Ogranicza się do dobroci danej ludziom. A to wszystko tylko przez nią. Może byłby lepszym człowiekiem, gdyby istniało dla niego coś takiego jak... miłość ?
   Dlaczego wszyscy wokół się w sobie zakochują? Dlaczego są tak szczęśliwi ze swoimi połówkami?
Tylko nie on. Nie jest szczęśliwy mimo, że takiego udaje. Nie jest wesoły mimo, że się uśmiecha. Ma uczucia mimo, że tego nie okazuje. Ale czy to coś zmienia? I tak nikt, kompletnie nikt go w życiu nie pokocha.
-Ale chyba nie powiesz, że jest ładna ? - nadal toczył dyskusję z Maxim.
 
   A Maxi ? Nie miał uczuć to było widać. Żył sobie szczęśliwy z Camilą. Kompletnie go nie obchodziły uczucia innych. Co z tego, że kogoś zrani ? On nie będzie wtedy cierpiał.
Właśnie miał takie podejście do życia. Był kompletnym optymistą co nie wychodziło mu na dobre. Ale mimo wszystko miał przyjaciół, którzy go lubili. Tylko...
Wszyscy go obgadywali. Jaki to on jest, jaki nie jest. Ale szczerze sam sobie na to zasłużył. Nie można było powiedzieć, że jest miły. Kpił z kogo popadnie, gdy tylko miał taką okazję. Ale zupełnie bez powodu. Nie miał okropnej przeszłości, nic w jego życiu się takiego nie przytrafiło, żeby mógł cierpieć. Nawet z powodu Naty. Można powiedzieć, że ją "kochał". Tylko, że nie cierpiał, gdy z nim zerwała, nie cierpiał, gdy powiedziała mu prosto w twarz, że go nie kocha. Czy to mogła być miłość ?
Camili nie kochał, ale był z nią, żeby była sobie szczęśliwa. Chciał dać jej poczucie bezpieczeństwa, przecież to jego najlepsza przyjaciółka. Ale dziwne, byli razem od najmłodszych lat i dopiero teraz to do siebie poczuli? Dlaczego nie wcześniej?
   Torres nigdy nikt nie obdarzał miłością, a potrzebowała tego jak nikt inny. Udawała przed Natalią, że wszystko jest dobrze, ale nie było. Brunetka nie wierzyła w Camili "wszystko okej". Wiedziała, że coś nie gra w jej życiu, lecz nie do końca wiedziała co. Pewnego dnia rudowłosa zwierzyła jej się, że chciałaby się zakochać ze wzajemnością, chciałaby mieć takiego ukochanego już na zawsze. Potem wpajała sobie, że jest to Maxi. Naty nie próbowała wybijać jej tego z głowy, no bo w końcu nic do niego nie czuła. A gdy w końcu Ponte i jej najlepsza przyjaciółka byli razem coś zakuło ją w sercu. To właśnie wtedy poczuła coś zupełnie nieogarniętego. Myślała, że to tylko takie chwilowy napad zazdrości, ale jej uczucie przerodziło się w coś znacznie większego. I nie może się z tym pozbierać do teraz.
Ale ani jej, ani jemu nigdy tego nie powie. Nie miałoby to najmniejszego sensu. Maxi drugi raz by tego nie poczuł, lecz zdaje się, że nigdy nie czuł.
-A tak w ogóle to przyglądałeś jej się kiedyś? Poza tym dla ciebie nie musi być ładna, ważne żeby podobało się Federico - kontynuował Dominguez. Znowu wszyscy się na niego dziwnie popatrzyli. Miał już tego dość. Wszyscy byli okropni. Zapatrzeni tylko w siebie. Bez żadnych uczuć i przemyśleń.
Miał już sobie stamtąd iść, ale zanim wykonał jakikolwiek ruch Violetta toczyła dalszy temat swoich podejrzeń.
-Hmm... To chyba wynika z tego, że jednak coś ze sobą kręcą. - powiedziała podejrzliwie. - Ostatnio Fede tak się dziwnie zachowuje. Ale to nie jest ważne. Czy do siebie coś czują, czy nie i tak wymyśliłam cudowny plan wobec nich. - zachwyciła się.
   Nikomu to się nie podobało. Niby nie lubili Ferro, ale to nie jest powód, żeby jej dokuczać. A poza tym w to wszystko był zamieszany Pasquarelli, ich przyjaciel.
Ale nie chcieli się do niczego przyznać. Castillo by ich zniszczyła, gdyby tylko chciała.
-Ja myślę, że to dobry pomysł. - dołączył się do rozmowy Leon. - Ty moja kochana, jesteś taka cudowna! - zwrócił się do Violetty.
-Tak, wiem skarbie.
Ta ich słodkość już wszystkich przerażała. Cały czas się miziali, mówili do siebie czułe słówka i w ogóle. Czasem nawet przy wszystkich lub na środku chodnika całowali się w przesłodzoną namiętnością. Nie była to miłość. Jarali się tylko swoim wyglądem i ciałem. A chyba na tym to nie polega?
Ludzie zakochują się w duszy, w tym co ma się w środku. Bardzo ważną rolę pełni charakter. Im chodziło tylko o jedno. Tylko.
A przecież to wszystko przez Verdasa. Ona poddała się jego urokowi. Spełniała każe jego zachcianki, była dla niego zwykłą szmatą. Violetta dostrzegła to w pewnym momencie. Teraz oboje są okropni.

"No puede ser bueno aquél que nunca he amado"
~,~
   Stałam na balkonie wpatrując się w niebo. Dlaczego ludzie nie ostrzegają tego piękna panującego na świecie? We wszystkim można dostrzec te dobre strony. Tylko trzeba użyć do tego wyobraźni, którą wszyscy posiadamy. 
Gdy idziemy szarymi uliczkami możemy sobie wyobrazić, że świeci słońce, że na niebie panuje tęcza, że wszystko szare jest teraz takie barwne. Gdy patrzymy w lustro możemy sobie wyobrazić, że jesteśmy ideałem tego świata. Gdy ktoś nas nie lubi możemy sobie wyobrazić, że nas kocha. Jednak, gdy jesteśmy smutni, nie możemy sobie wyobrazić, że jesteśmy szczęśliwi... 
A ja? Ja nigdy nie doznałam radości. Zawsze, gdy widziałam uśmiech na twarzy jakiejkolwiek osoby, łzy spływały po moich policzkach. Musimy stwierdzić jedno. Świat nie jest sprawiedliwy!
   No, bo jak to jest ? Los sprawił, że są szczęśliwi ludzie, którzy mają wszystko. Że powodzi im się znakomicie. A po drugiej stronie są ludzie nieszczęśliwi, którzy nie mają niczego. Dosłownie niczego. Że cierpią, zawsze.

   Przypomniały mi się słowa piosenki. Z jakim uczuciem je śpiewałam.
Ona bardzo dużo zmieniała w moim życiu. Bardzo. Jednak nie wiem, czy to się przyda, czy może zniknie w naszą niepamięć i wtedy nic się nie będzie liczyć.
Zaśpiewałam ją z osobą, która mnie zaczarowała. Gdy tylko Go widzę jakby prąd raził mnie od stóp do głów. Jakby przez moje ciało przechodziły okropne, a zarazem przyjemne ciarki. Wtedy serce mi przyspiesza i wszystko traci swoje znaczenie. Tak to Federico. On zawładnął moim sercem, całą mną. A ja Go pragnę.  Z każdym dniem coraz bardziej. Ale nie jestem pewna czy on mnie... 

   Musiałam się przejść więc szybko się ubrałam i wyszłam na dwór. Ciemność mnie bardzo rozluźniała. Na ulicy cisza, czasami tylko jakiś wark samochodu. W tym momencie bardzo chciałam żeby był przy mnie. Żebyśmy mogli razem śpiewać, być ze sobą.
I właśnie w tym momencie dowiedziałam się, że nasze małe marzenia jednak się spełniają.
W oddali zobaczyłam jego sylwetkę. Jak to możliwe?
Tak to był on. Szedł dziwnie namieszany. Patrzył w górę i nawet mnie nie dostrzegł. Może to i lepiej ? Ale tak bardzo chciałabym z nim porozmawiać!
~,~
I to uczucie, gdy pragniesz, ale nie możesz. On i Ona chcieli, ale nie mogli. Sami nie wiedzieli co ich powstrzymywało. Strach? Tak to właśnie to. Oni się zwyczajnie bali. Ale czego? To przez tą niewiedzę. No, bo skąd mogli wiedzieć? Znowu przez strach? I tak to się będzie toczyć. Chyba, że któreś z nich spróbuje. A spróbuje ?
Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Najlepszy powód do zamknięcia się w sobie, do płaczu. Dla niej to normalne, ale może być gorzej, o wiele gorzej. On może temu zapobiec, ale boi się, że wszystko pogorszy. A mogliby żyć sobie długo i szczęśliwie ...


__________________________
To miałam napisane już dawno, ale nie dodawałam, bo chciałam jeszcze coś dopisać, ale kompletnie nie wiedziałam co.
Szczerze ? Szczerze to nie daję sobie z tym wszystkim rady. W ogóle nie mam żadnego natchnienia i wychodzi mi takie coś. Kiedyś pisanie było dla mnie przyjemnością, a teraz jest przymusem. ;/
Nawet nie nadrabiam z czytaniem waszych rozdziałów, a jak już przeczytam to nie mam czasu skomentować. Nawet nie mam weny na komentarze...
Tego bloga prowadzę od 12 października, a jest dopiero 9 rozdziałów. Nie tak to wszystko sobie planowałam.
Ostatnio jeden anonim napisał, że znowu zwlekam. Ale ja się zgadzam z tym w 100 % Sama jestem na siebie wkurzona. Jest mi z tym wszystkim okropnie.  ;(
A ostatnio mam straszny mętlik w głowie, cały czas o czymś myślę (Marcela wie o co chodzi). No i nie wiem kurde co mam robić. Zawiesić bloga? Skończyć pisać?
Nie chciałabym tego, ale jak się nie poprawi to chyba jedną z tych opcji wybiorę.
Nie wiem kiedy następny rozdział... Nie spodziewajcie się go za szybko...
Papa!

Wasza Nikki. 

Obserwatorzy