To jest już męczące...
"-Jak wszyscy są szczęśliwi to ja też chcę.
-Przecież możesz.
-Ale się boję.
-Czego?
-Że Cię stracę..."
Ominęli się. Ogromnym łukiem. Jakby byli dla siebie nikim. Zupełnie nikim. Jakby mogli bez siebie oddychać, czerpać tlen tak po prostu. Jakby słońce świeciło nie dla nich. Jakby deszcz padał dla innych ludzi, którzy okazywali sobie w nim uczucia. A przecież tak nie było. Ale oni o tym nie wiedzieli. Albo nie chcieli wiedzieć.
A te gwiazdy świecące na niebie? Dlaczego akurat świecą dzisiejszą nocą? Dlaczego teraz niebo nie jest zachmurzone jak zwykle? Los który zazwyczaj jest "tym złym" tym razem robił wszystko co w swojej mocy, by ich do siebie zbliżyć. Wszystko. Ale... Wychodzi na to, że im po prostu nie zależało. Bo by coś zrobili do tej pory, prawda?
Oddająca swój blask rzeka, płynęła swobodnie wśród brzóz, które dawały na nią cień. Ciała niebieskie nadal nie odpuszczały. Robiły co w swojej mocy, żeby świecić jak najmocniej. Ich blask odbijał się w najmniejszej kałuży co dawało lekkie światło. Wiatr lekko muskał ich twarze i dawał przyjemny powiew. Raz na jakiś czas aleją pełną różnobarwnych róż przejeżdżał samochód. Liście delikatnie szmerały, drzewa kołysały się jak do najpiękniejszej pieśni. On i Ona byli tam. Razem, ale osobno. Patrzyli się w ten sam punkt i podśpiewywali tą samą piosenkę. Nie słyszeli się, dzielił ich mur, który bali się zburzyć. Ale przecież mogli, ciągnęło ich do tego. Z każdym dniem coraz bardziej.
Głównym problemem była ona. Bał się, że coś zrobi nie tak, bo przecież nie znał jej uczuć. Nie wiedział, że jest aż tak ważny.
Nie powiedziała mu nic. Miała okazje. Kilka ich spotkań sprawiła, że ciągnęło ją do niego jak magnez, któremu stoi coś na przeszkodzie.
Ale... Ale przecież teraz jest ten moment. Nie można go tak po prostu zmarnować.
Podszedł do niej. Dziwne, prawda? Nikt nic nie wie. Powód był nieznany.
-Ludmiła...
Teraz jakby się zastanowić to o co w tym wszystkim chodziło? Nic im nie stało na przeszkodzie. Mogli obdarowywać się miłością. Zresztą... Świat jest dziwny.
-Powiedz mi... Dlaczego... - zawahała się chwilę. To było trudne. Wszystko jest trudne. Życia nikt nie pojmie. Znowu cisza? Znowu będą tak tkwili, bez żadnego słowa? Przecież tak nie może być. Przeznaczenie ich pchało do siebie. Z podwojoną mocą. Nie da się go oszukać, nie da...
-Miałem jeden, dość znaczący powód...
Rozumiał ją, bardzo dobrze. Teraz ona tylko mogła się domyślać o co chodzi. Ale sama sobie zaprzeczała, że to nie możliwe, że tak nie może być, że nie może jej...
Samotna łza spłynęła po jej policzku. Spojrzała zaszklonymi oczyma w jego czekoladowe tęczówki. Widziała w nich wszystko. Wszystko.
-Ale...
-Kocham Cię.
~.~
''...Przez siedem mórz, gór, ulic i rzek. Gdy inni mówią nie. Będziemy biec do siebie... ''
Nie chciał, ale to było już wskazane. No bo co jak co, ale nad miłością panowania nie mamy.
Naprawdę? To jest jakaś epidemia? Dlaczego wszyscy się zakochują, ale to ukrywają? Przecież to nie ma sensu. W ogóle.
Ale był pewien jednego. Szkoda, że się mylił...
Trudno, w życiu nie zawsze jest pięknie. Chociaż... Czasami jest to powód do załamania. Był nieszczęśliwy, to wystarczało.
Wyszedł. Nie mógł znieść siedzenia samemu w czterech ścianach. Musiał ochłonąć.
Stawiał powolnie kroki szukając na niebie Wielkiego Wozu. Oderwało go to od tych cholernych myśli. Zrobiłby wszystko, żeby go pokochała.
W pewnej chwili jego telefon lekko za wibrował. Kto pisze sms'y o tej porze? Wyciągnął komórkę z kieszeni i spojrzał na ekran. To Violetta...
Trudno, w życiu nie zawsze jest pięknie. Chociaż... Czasami jest to powód do załamania. Był nieszczęśliwy, to wystarczało.
Wyszedł. Nie mógł znieść siedzenia samemu w czterech ścianach. Musiał ochłonąć.
Stawiał powolnie kroki szukając na niebie Wielkiego Wozu. Oderwało go to od tych cholernych myśli. Zrobiłby wszystko, żeby go pokochała.
W pewnej chwili jego telefon lekko za wibrował. Kto pisze sms'y o tej porze? Wyciągnął komórkę z kieszeni i spojrzał na ekran. To Violetta...
"Mam wystarczające dowody."
Tavelli się uśmiechnął. Teraz wszystko będzie dobrze.
~.~
Jego też to wszystko męczyło. Marzył o prawdziwym uczuciu. A nie o jakiejś sztucznej, przesłodzonej "miłości" jak to nazywał. Ale to zdecydowanie nie było to. Jego prawdziwą miłością były motory, tak to właśnie to było najważniejsze. Uwielbiał ten zapach spalin, dźwięk silnika, smar i wszystko co z tym związane. Nie liczyło się nic więcej, zupełnie nic.
Kto o pierwszej w nocy chodzi na tor? Nie mógł się oprzeć, ciągnęło go tam. To było silniejsze od niego, musiał to zrobić właśnie teraz. Przebrał się, założył swój ulubiony czarny kask i powoli wsiadł na granatowy motor. Przekręcił kluczyki i zaraz go nie było. Co rusz przyspieszał, musiał się uwolnić od rzeczywistego życia, stresu. A to go właśnie od tego uwalniało, nie było nic lepszego.
Kto o pierwszej w nocy chodzi na tor? Nie mógł się oprzeć, ciągnęło go tam. To było silniejsze od niego, musiał to zrobić właśnie teraz. Przebrał się, założył swój ulubiony czarny kask i powoli wsiadł na granatowy motor. Przekręcił kluczyki i zaraz go nie było. Co rusz przyspieszał, musiał się uwolnić od rzeczywistego życia, stresu. A to go właśnie od tego uwalniało, nie było nic lepszego.
Przemyślał to wszystko. Nie będzie z Castillo, przynajmniej nie teraz. Zrobiła się jeszcze gorsza od niego,Zmienił ją, zdecydowanie. Teraz tego żałuje, cholernie żałuje. No, bo gdyby dało się cofnąć czas...
Wiem! Wybuduję, wehikuł czasu. I się przeniosę do tego momentu, gdy przyszedłem do Studio21.
~.~
"Y es que yo soy así
Con solo una mirada
Vas a quedar de mi
Por siempre enamorada"
Szukał. Cały czas. Mógł też czekać, aż sama przyjdzie. Tak robił niedawno. To nic nie dawało.
Miłość go nie lubiła. Nigdy nie przyszła, a jak już to tylko na chwilę. Życie jest bez sensu... - czasami myślał. Ale to prawda, życie bez miłości to nie życie.
Nie wytrzymał. Musiał zadzwonić i porozmawiać. Wykręcił numer Federico.
Od dłuższego czasu trzymali się razem. Byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Mogli liczyć na siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Diego mu cholernie zazdrościł. Pasquarelli się zakochał, ze wzajemnością. Czy nie powinien być najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi? Hernendaz się z niego śmiał. On by korzystał z każdej chwili, żeby tylko być z ukochaną, żeby okazywać jej jak najwięcej miłości. Ale... Chyba nie mógł.
Nie odbierał. Wiadomo, było późno, ale coś musiało być na rzeczy. Trudno. Rzucił telefon na łóżko i sam się na nie położył.
Nie można było tak tkwić w tej ciszy, nie teraz.
Cofnęła się o jeden krok. Chciała sobie to wszystko przemyśleć, ale nie miałoby to ani troch sensu. Teraz zastanawiała się czy on serio mówi prawdę. Może to po prostu jakieś żarty? Może udawał, żeby się zabawić samotną Ludmiłą Ferro? Nie wiedziała, nie chciała wiedzieć. Miała ochotę stamtąd uciec. Natychmiast.
Nie miała jednak odwagi. Stała jak w ryta. Nie miała siły poruszyć żadną częścią ciała. Dość.
-Ale... Ale... Za co? - spytała. Było to tak proste pytanie, że aż trudne. Nie wiedział co odpowiedzieć.
Spojrzała mu głęboko w oczy. Krępująca sytuacja. Trudno. Przeżyje. Z natury nie był romantykiem. Nie było go stać na jakąkolwiek przemowę. Poeta z niego kiepski.
Dlaczego tyle czekała? Zastanawiało ja to dlaczego on nie odpowiada. Tak, teraz był ten moment.
Oderwała od niego wzrok i obróciła się na pięcie. Była już gotowa do ucieczki, jednak złapał ja za nadgarstek i przekręcił w swoja stronie.
-Za wszystko... - szepnął. Kolejny raz fala gorąca przepłynęła przez jej ciało. Teraz wszystko jest jasne, i dobrze o tym wie. Kocha ją, naprawdę. Ale ona ma wątpliwości. Ogromne.
-Jak możesz kochać kogoś takiego jak ja ?! - wydarła się mu prosto w twarz. - To jest nie możliwe, kłamiesz! Nie jestem warta Twojej miłości, rozumiesz ?! Nie jestem... - Tym razem głos jej się załamał.
Zamurowało go, mocno. Nie spodziewał się takiej reakcji. Ale nie żałuje. Diego ma rację - zawsze warto spróbować.
-Proszę, nie płacz. - mówił zakłopotany. Jego też zbierało na płacz. Poddał się. - Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. Nie pozwolę ci odejść. Nasza miłość musi przetrwać. Już na zawsze...
Załóżmy, że siedzimy teraz w kinie. Oglądamy wzruszający, pełen emocji melo-dramat. To wydarzenie, mocno trzyma nas w napięciu. Nie możemy się doczekać dalszych losów owej pary.
Co by było dalej? Możemy się spodziewać. Czułe słówka, pocałunek, potem ślub, dzieci. Wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie, blablabla. Ale przecież życie to nie film, niestety...
Czyżby znowu cisza? Przecież tak nie może być. Kochają się...
-Federico, ja...
Uciekła. Nie gonił jej.
Miłość go nie lubiła. Nigdy nie przyszła, a jak już to tylko na chwilę. Życie jest bez sensu... - czasami myślał. Ale to prawda, życie bez miłości to nie życie.
Nie wytrzymał. Musiał zadzwonić i porozmawiać. Wykręcił numer Federico.
Od dłuższego czasu trzymali się razem. Byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Mogli liczyć na siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Diego mu cholernie zazdrościł. Pasquarelli się zakochał, ze wzajemnością. Czy nie powinien być najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi? Hernendaz się z niego śmiał. On by korzystał z każdej chwili, żeby tylko być z ukochaną, żeby okazywać jej jak najwięcej miłości. Ale... Chyba nie mógł.
Nie odbierał. Wiadomo, było późno, ale coś musiało być na rzeczy. Trudno. Rzucił telefon na łóżko i sam się na nie położył.
~.~
Zatkało ją. Co miała teraz odpowiedzieć? Nie wiedziała. Coś się w niej ogromnie gotowało, a krew zaczęła być gorąca. Serce zabiło mocniej i szybciej. Zimny prysznic, tak to najlepszy pomysł.Nie można było tak tkwić w tej ciszy, nie teraz.
Cofnęła się o jeden krok. Chciała sobie to wszystko przemyśleć, ale nie miałoby to ani troch sensu. Teraz zastanawiała się czy on serio mówi prawdę. Może to po prostu jakieś żarty? Może udawał, żeby się zabawić samotną Ludmiłą Ferro? Nie wiedziała, nie chciała wiedzieć. Miała ochotę stamtąd uciec. Natychmiast.
Nie miała jednak odwagi. Stała jak w ryta. Nie miała siły poruszyć żadną częścią ciała. Dość.
-Ale... Ale... Za co? - spytała. Było to tak proste pytanie, że aż trudne. Nie wiedział co odpowiedzieć.
Spojrzała mu głęboko w oczy. Krępująca sytuacja. Trudno. Przeżyje. Z natury nie był romantykiem. Nie było go stać na jakąkolwiek przemowę. Poeta z niego kiepski.
Dlaczego tyle czekała? Zastanawiało ja to dlaczego on nie odpowiada. Tak, teraz był ten moment.
Oderwała od niego wzrok i obróciła się na pięcie. Była już gotowa do ucieczki, jednak złapał ja za nadgarstek i przekręcił w swoja stronie.
-Za wszystko... - szepnął. Kolejny raz fala gorąca przepłynęła przez jej ciało. Teraz wszystko jest jasne, i dobrze o tym wie. Kocha ją, naprawdę. Ale ona ma wątpliwości. Ogromne.
-Jak możesz kochać kogoś takiego jak ja ?! - wydarła się mu prosto w twarz. - To jest nie możliwe, kłamiesz! Nie jestem warta Twojej miłości, rozumiesz ?! Nie jestem... - Tym razem głos jej się załamał.
Zamurowało go, mocno. Nie spodziewał się takiej reakcji. Ale nie żałuje. Diego ma rację - zawsze warto spróbować.
-Proszę, nie płacz. - mówił zakłopotany. Jego też zbierało na płacz. Poddał się. - Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. Nie pozwolę ci odejść. Nasza miłość musi przetrwać. Już na zawsze...
Załóżmy, że siedzimy teraz w kinie. Oglądamy wzruszający, pełen emocji melo-dramat. To wydarzenie, mocno trzyma nas w napięciu. Nie możemy się doczekać dalszych losów owej pary.
Co by było dalej? Możemy się spodziewać. Czułe słówka, pocałunek, potem ślub, dzieci. Wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie, blablabla. Ale przecież życie to nie film, niestety...
Czyżby znowu cisza? Przecież tak nie może być. Kochają się...
-Federico, ja...
Uciekła. Nie gonił jej.
~.~
Wygrała. Teraz wszyscy ją pokochają. Będzie dobrze, a nawet lepiej.
Ruszyła z pewnością siebie do frontowych drzwi. W studio jak zwykle tłok, ale to chyba dobrze. Znajdzie się w centrum uwagi.
-No, posuwać się, już, już. Zróbcie miejsce dla wielkiej Castillo. - powiedziała jak zwykle tym swoim tonem "tej najważniejszej". Rozglądnęła się po korytarzu i gdy tylko zauważyła swoich "przyjaciół" podbiegła do nich z szyderczym uśmiechem.
-Mam dowody.
-To to akurat wiemy. Wszystkim wysłałaś wczoraj sms'a jakbyś nie wiedziała. - rzekł Leon. Teraz nie będzie dla niej miły. Koniec.
A co on w ogóle sobie myślał? Że tak będzie dobrze? Nie, nie jest. Nigdy nie było. Wiedział o tym już dawno. Nic nie zrobił. Mógł.
-Dobra, dobra. Teraz patrzcie na to zdjęcie. - uniosła swój telefon do góry, żeby wszyscy mogli zobaczyć.
Dokładnie. Był to Federico z Ludmiłą. Stali na moście. Tylko co z tego? Nie można sobie postać?
Violetta jest naprawdę głupia, Verdas postanowił to wykorzystać. Żeby uspokoić całe towarzystwo, powiedział coś, czego nigdy nikt by się nie spodziewał.
-Oj tam, wielkie halo. Violuś, niestety, ale z tobą zrywam. - Czyżby szok? Nikt nic nie powiedział. Gapili się na niego z wytrzeszczonymi oczami. To się nazywa sensacja - pomyślał.
No i koniec Leonetty, plan Castillo nie wypalił. Wszystko powinno być dobrze. Ale nie było.
Miłość musi wkroczyć do akcji, bo będzie źle, naprawdę źle.
______________
Koniec rozdziału 10. Jestem nawet zadowolona, ale ocenę pozostawiam wam. ;)
Postanowiłam się zmobilizować. To takie postanowienie noworoczne. ;* Nie będę zwlekać z tym wszystkim, bo nie to sobie zamarzyłam. Teraz będzie dobrze, rozdzialiki często. Ja tymczasem idę nadrabiać wasze rozdziały, ale niestety ich nie skomentuję, i wgl przepraszam, ze nie komentowałam... ;// Od jutra będę ze wszystkim na bieżąco, więc się radujmy!
A i jeszcze coś. Zaraz pojawi się notka organizacyjna. Trzeba pozałatwiać kilka spraw. o.O
Pozdrawiam i całuję. ;*
Nikki <3