czwartek, 27 lutego 2014

Epilog


~,~
Dla Martyny Blanco.

-Pora, byś zaczęła nowe życie.
-Ale ja nigdy nie bede dobra!
-Violetta, lecimy na Kubę...

~͵~

-Leon, zdecyduj sie wreszcie co jest twoim marzeniem i pasją. Studio czy motocross?
-Hmm... No... Nie wiem...
-Gadaj!
-Ty...

 ~,~

-Nie kocham jej.
-Wcale?
-Wcale. A ty kochasz?
-Kogo?
-L ?
-Bardzo.
-Nie załamuj się.
-Nie będę. I tak to nie ma sensu.

 ~,~

-Maxi, ze mną zerwał.
-Czego?
-Bo poznał kogoś innego...

~,~

Życie nie jest piękne. I nie kończy się niestety dobrze.
Zła Violetta wyjechała.
Leon znalazł miłość swojego życia - Larę.
Diego uznał, że te jego dotychczasowe uczucia były tylko zauroczeniem.
Naty zrozumiała, że Maxi nie jest jej wart.
A Federico... On poznał wyjątkową miłość. Ale niestety taką, która nie miała prawa się wydarzyć.

^^^^^^^^^^^^^
I tak oto nastąpił koniec tej żenującej historii.
(PS. Przepraszam Martyna, że ci to dedykuję)




wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 11

Ze specjalną dedykacją dla Jenny i  Nikoletty. ♥




                      Zatrzymał się czas, cisz wokół nas. 

                      Kochać jest łatwo, gorzej zrozumieć...






   Ucieczka nie jest najlepszym rozwiązaniem, prawda? Ale za to najłatwiejszym, najbardziej banalnym i normalnym. Zresztą co tu więcej mówić?
Uciekła, zniknęła, z powodem?  Jakim? A może bez?
Nie ma co się dłużej nad tym zastanawiać, stres był rozwiązaniem naszej zagadki. Strach chyba też...
W sumie, to najłatwiej było by nie istnieć, tyle.
   Słońce sprawia, że się uśmiechamy, że dzień jest o wiele lepszy. Fantastycznie gdy te okropne chmury go nie zasłaniają. Wszyscy jesteśmy szczęśliwi, jest o prostu cudownie. Nawet ci cierpiący ludzie są zadowoleni. Żyć nie umierać.
Jaka jest wada tej o to gwiazdy? Możemy się domyślić - nie świeci 24/h na dobę.
Istnieje coś takiego jak noc. Widzimy wtedy kuzynki naszego obiektu światła, ale niestety. Nie mają w sobie tyle siły,  żeby oświetlić planetę.
I co z tego wynika?
Jest ciemno, zimno i ogólne źle.
I co jest w tym wszystkim najgorsze?
Że tym razem też tak było...

   Klimat fajny, ciepły wiaterek, wszystko świetnie i przyjemnie. Jednak uśmiechu nie ma. Smutno. Okropnie. Bez sensu. Może jakby była Ona byłoby inaczej. Ale nie stała tu, nie widział jej, koniec świata.
Most mamy, rzekę mamy. Wystarczy wskoczy, utonąć i tak dalej.
Ale On taki nie jest, jeszcze wszystko przed nim, zdobędzie ją, musi.

~,~

   Zatrzymała się na skraju lasu. Bała się dalej biec. Wiatr wydawał straszne dźwięki, a liście kłopocząco szeleściły. Obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i ruszyła. Żeby dotrzeć do domu niestety musiała niestety minąć Federico. O ile jeszcze ta stał.
Niby miała nadzieję, że go tam nie spotka, lecz w głębi serca chciała, żeby tam był.
   Po kilku minutach spaceru można było dojść do wniosku, że już dawno się stąd zmył. Może to i lepiej?
Wróciła spokojnie do domu. Mimo, że jadła już kolację musiała coś przekąsić. Gdyby jej mama nie spała to zaraz marudziłaby, że to nie zdrowo i że trzeba dbać o linię. No cóż... Dla niej nic się nie liczyło oprócz wyglądu i przyjemności.
Zrobiła 4 kanapki z żółtym serem i pomidorem, położyła na  kuchenny stół. Słyszała jedynie niewyłączone na noc radio.
Właśnie w głośnikach, rozbrzmiewały dźwięki jej ulubionej piosenki.



Otro sueño esfumado que no me deja esperanzas
No me rindo, no me rindo 
Por más que el mundo gire así 
Mi propio mundo sigue y no me rindo 
No, no me rindo 
Lo que me envuelve ahora no tiene final 
Porque yo vivo como si todo es posible.


Zaczęła oś tam nucić pod nosem. Skończyła swoją "kolację", została jeszcze w kuchni do końca piosenki, wyłączyła radio i udała się do swojego pokoju.

~,~

"Nie ma rzeczy niemożliwych"

   Emocje sięgały zenitu. Oglądał wyścigi motocrossu z olbrzymim napięciem. Miał ochotę wejść na tor i pomóc swojemu liderowi. Ściskał kciuki jak najmocniej, żeby to właśnie Martin wygrał.
   Marne nadzieje. Przecież proste, że cudowny Leon Verdas zawsze wszystkich pokona.
Hernendaz spuścił ręce. Był mocno zrezygnowany.
   Spojrzał przelotnie w stronę Lary, która była tak uradowana zwycięstwem tego frajera, że aż skakała z radości. W sumie po co, jak i tak on zawsze wygrywał.
Diego miał tego serdecznie dość! Chciał mu pokazać, że świat nie kręci się tylko wokół niego. Czyżby zazdrość? Ta, niby o co?- usprawiedliwiał się Diego. - O tą wyjątkową dziewczynę, która ma w sobie coś, czego nie ma żadna inna? Nie! Stop! Ja nic do niej nie czuję!
Mimo zaprzeczeń, postanowienie miał, i musiał do tego dojść - wygrać wyścig.
  Musiał natychmiast zatelefonować do swojego drogiego przyjaciela.
-Halo? Fede? Mam emocjonującą wiadomość! - wydarł się chłopakowi do słuchawki.
W takich sytuacjach zazwyczaj mógł się spodziewać radosnego głosu, równie podniecającego tonu, ale sytuacja była niestety inna.
-O, fajnie... - powiedział lekko załamanym głosem. - Mów, może mnie to trochę rozweseli, o jestem na skraju załamania...
-Stary, gadaj co Ci jest!

"Bo przyjaciel to osoba, na którą zawsze możesz liczyć!"

-Nie ważne, lepiej mów... - zaczął Pasquarelli, lecz nie dokończył. 
-Już do ciebie jadę. - przerwał Diego i nacisnął czerwoną słuchawkę. 
Bo najlepiej rzucić własne postanowienia, dla najlepszego przyjaciela... 

~,~

   Nie mógł dłużej wytrzymać. Uczucia tak nim wstrząsały, że musiał to z siebie wydusić. Szkoda, że nie było tego momentu. Chciał sprawę postawić jasno. 
Czekanie aż to Ona się odezwie nie miało najmniejszego sensu. Było po uszy zadurzona we Włochu, u którego nie miała przecież szans. Musiał jej go wybyć z głowy, natychmiast. 
Za pięć minut miał mieć z nią lekcję śpiewu. To będzie odpowiedni moment. 
   
   Wszyscy weszli już do klasy, gdzie czekała na nich Angie, która miała dziś cudowny humor. 
-No to jak dzieciaki? - powiedziała. - Prezentujemy dzisiaj piosenki! Kto pierwszy? Mam nadzieję, że się nauczyliście. 
Głucha cisza nastąpiła po jej ciepłych, wesołych słowach. Nikt najwidoczniej nie chciał występować pierwszy, z pewnym wyjątkiem... 
-Może ja... - odezwał się nie pewnie Marco. Czas oczarować dziewczynę jego życia, kto jak kto, ale on się nie podda. 

Tanto tiempo caminando junto a ti 
Aun recuerdo el día en que te conocí
El amor en mi nació tu sonrisa me enseno
Tras las nubes siempre va a estar el sol

Te confieso que sin ti no se seguir.
Luz en el camino tu eres para mi.
Desde que mi alma te vio.
Tu dulzura me envolvió.
Si estoy contigo se detiene el reloj.

Lo sentimos los dos el corazón nos hablo
Y al oído suave nos susurro

   Jego wzrok cały czas skierowany był na Francescę. 
W tym momencie bardzo dobrze wiedziała, że śpiewa to dla niej. Tęczówki jej się zaszkliły. 
To był ten moment wzruszenia. Odkrycie prawdziwych uczuć. 
Serce zabiło jej szybciej i mocniej. Zadrżała. Teraz czuła mrowienie na całym ciele. 
Jest idealnie. A może to wszystko jej się śni? Może to tylko sen, z którego zaraz się obudzi? I wróci do szarej, mętnej rzeczywistości? 

~,~

-Powiedziałeś jej?
-Tak.
-I co?
-I jest gorzej niż mógłbym się tego spodziewać.
-Na pewno nie.
-Na pewno tak.
-Powiedziała, że cię nie kocha?
-Nie.
-Czyli jest dobrze. 
   
   Diego wyciągnął łatwe wnioski. W rozwiązywaniu czyiś problemów lub ułatwianiu spraw był mistrzem. Szkoda, że nie dotyczyło także jego zmartwień. Życie życiem. 
   Jest ono ciężkie, w pewnym momencie każdy z nas się o tym dowiaduje. Wtedy pozostaje nam trwać dalej i wyciągać ze wszystkiego pozytywne wnioski. 
Czy on to już zrobił? Prawdopodobnie nie, potrzeba mu czasu, nie każdy od razu jest gotów do miłości.
-Porozmawiać z nią?
-Jakbyś mógł... 
Wszystko załatwione. Federico być może wszystkiego się dowie, chodź można by tego już się domyślać. Życie Ludmiły nie jest jak życie przeciętnego nastolatka.  Jest jej bardzo ciężko. 
On - udaje, że to rozumie, chodź wcale tak nie jest. 
-A i zanim pójdziesz... - rzekł Włoch. - Jaką to cudowną wiadomość chciałeś mi przekazać? 
-Szczerze?
-Szczerze. 
-Będę walczył o miłość. 

_________________
Witam.
Zastanawiam się czy jeszcze ktoś mnie czyta. 
Wracam po długiej przerwie z tym o to nie za fajnym rozdziałem, sorry. 
No ale trzeba coś w końcu dodać. 
Mam dla was niespodziankę, wkrótce dowiecie się jaką. ;) 
Żegnam was na razie. ;) 
Papa! ♥
Podniecona Nikki, <3 

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 10

To jest już męczące...



       "-Jak wszyscy są szczęśliwi to ja też chcę.
         -Przecież możesz.
         -Ale się boję.
         -Czego?
         -Że Cię stracę..." 



   Ominęli się. Ogromnym łukiem. Jakby byli dla siebie nikim. Zupełnie nikim. Jakby mogli bez siebie oddychać, czerpać tlen tak po prostu. Jakby słońce świeciło nie dla nich. Jakby deszcz padał dla innych ludzi, którzy okazywali sobie w nim uczucia. A przecież tak nie było. Ale oni o tym nie wiedzieli. Albo nie chcieli wiedzieć.
A te gwiazdy świecące na niebie? Dlaczego akurat świecą dzisiejszą nocą? Dlaczego teraz niebo nie jest zachmurzone jak zwykle? Los który zazwyczaj jest "tym złym" tym razem robił wszystko co w swojej mocy, by ich do siebie zbliżyć. Wszystko. Ale... Wychodzi na to, że im po prostu nie zależało. Bo by coś zrobili do tej pory, prawda?

   Oddająca swój blask rzeka, płynęła swobodnie wśród brzóz, które dawały na nią cień. Ciała niebieskie nadal nie odpuszczały. Robiły co w swojej mocy, żeby świecić jak najmocniej. Ich blask odbijał się w najmniejszej kałuży co dawało lekkie światło. Wiatr lekko muskał ich twarze i dawał przyjemny powiew. Raz na jakiś czas aleją pełną różnobarwnych róż przejeżdżał samochód. Liście delikatnie szmerały, drzewa kołysały się jak do najpiękniejszej pieśni. On i Ona byli tam. Razem, ale osobno. Patrzyli się w ten sam punkt i podśpiewywali tą samą piosenkę. Nie słyszeli się, dzielił ich mur, który bali się zburzyć. Ale przecież mogli, ciągnęło ich do tego. Z każdym dniem coraz bardziej.
Głównym problemem była ona. Bał się, że coś zrobi nie tak, bo przecież nie znał jej uczuć. Nie wiedział, że jest aż tak ważny.
Nie powiedziała mu nic. Miała okazje. Kilka ich spotkań sprawiła, że ciągnęło ją do niego jak magnez, któremu stoi coś na przeszkodzie.
Ale... Ale przecież teraz jest ten moment. Nie można go tak po prostu zmarnować.
Podszedł do niej. Dziwne, prawda? Nikt nic nie wie. Powód był nieznany.
-Ludmiła...
Teraz jakby się zastanowić to o co w tym wszystkim chodziło? Nic im nie stało na przeszkodzie. Mogli obdarowywać się miłością. Zresztą... Świat jest dziwny.
-Powiedz mi... Dlaczego... - zawahała się chwilę. To było trudne. Wszystko jest trudne. Życia nikt nie pojmie. Znowu cisza? Znowu będą tak tkwili, bez żadnego słowa? Przecież tak nie może być. Przeznaczenie ich pchało do siebie. Z podwojoną mocą. Nie da się go oszukać, nie da...
-Miałem jeden, dość znaczący powód...
Rozumiał ją, bardzo dobrze. Teraz ona tylko mogła się domyślać o co chodzi. Ale sama sobie zaprzeczała, że to nie możliwe, że tak nie może być, że nie może jej...
Samotna łza spłynęła po jej policzku. Spojrzała zaszklonymi oczyma w jego czekoladowe tęczówki. Widziała w nich wszystko. Wszystko.
-Ale...
-Kocham Cię.
~.~

''...Przez siedem mórz, gór, ulic i rzek. Gdy inni mówią nie. Będziemy biec do siebie... ''

   Nie chciał, ale to było już wskazane. No bo co jak co, ale nad miłością panowania nie mamy. 
Naprawdę? To jest jakaś epidemia? Dlaczego wszyscy się zakochują, ale to ukrywają? Przecież to nie ma sensu. W ogóle. 
Ale był pewien jednego. Szkoda, że się mylił...
Trudno, w życiu nie zawsze jest pięknie. Chociaż... Czasami jest to powód do załamania. Był nieszczęśliwy, to wystarczało.
   Wyszedł. Nie mógł znieść siedzenia samemu w czterech ścianach. Musiał ochłonąć.
Stawiał powolnie kroki szukając na niebie Wielkiego Wozu. Oderwało go to od tych cholernych myśli. Zrobiłby wszystko, żeby go pokochała.
W pewnej chwili jego telefon lekko za wibrował. Kto pisze sms'y o tej porze? Wyciągnął komórkę z kieszeni i spojrzał na ekran. To Violetta...
"Mam wystarczające dowody."
Tavelli się uśmiechnął. Teraz wszystko będzie dobrze. 

~.~
   Jego też to wszystko męczyło. Marzył o prawdziwym uczuciu. A nie o jakiejś sztucznej, przesłodzonej "miłości" jak to nazywał. Ale to zdecydowanie nie było to. Jego prawdziwą miłością były motory, tak to właśnie to było najważniejsze. Uwielbiał ten zapach spalin, dźwięk silnika, smar i wszystko co z tym związane. Nie liczyło się nic więcej, zupełnie nic.
   Kto o pierwszej w nocy chodzi na tor? Nie mógł się oprzeć, ciągnęło go tam. To było silniejsze od niego, musiał to zrobić właśnie teraz. Przebrał się, założył swój ulubiony czarny kask i powoli wsiadł na granatowy motor. Przekręcił kluczyki i zaraz go nie było. Co rusz przyspieszał, musiał się uwolnić od rzeczywistego życia, stresu. A to go właśnie od tego uwalniało, nie było nic lepszego.
   Przemyślał to wszystko. Nie będzie z Castillo, przynajmniej nie teraz. Zrobiła się jeszcze gorsza od niego,Zmienił ją, zdecydowanie. Teraz tego żałuje, cholernie żałuje.  No, bo gdyby dało się cofnąć czas... 
Wiem! Wybuduję, wehikuł czasu. I się przeniosę do tego momentu, gdy przyszedłem do Studio21.

~.~
"Y es que yo soy así
Con solo una mirada
Vas a quedar de mi
Por siempre enamorada"

   Szukał. Cały czas. Mógł też czekać, aż sama przyjdzie. Tak robił niedawno. To nic nie dawało.
Miłość go nie lubiła. Nigdy nie przyszła, a jak już to tylko na chwilę. Życie jest bez sensu... - czasami myślał. Ale to prawda, życie bez miłości to nie życie.
Nie wytrzymał. Musiał zadzwonić i porozmawiać. Wykręcił numer Federico.
Od dłuższego czasu trzymali się razem. Byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Mogli liczyć na siebie dwadzieścia cztery godziny na dobę.
   Diego mu cholernie zazdrościł. Pasquarelli się zakochał, ze wzajemnością. Czy nie powinien być najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi? Hernendaz się z niego śmiał. On by korzystał z każdej chwili, żeby tylko być z ukochaną, żeby okazywać jej jak najwięcej miłości. Ale... Chyba nie mógł.
Nie odbierał. Wiadomo, było późno, ale coś musiało być na rzeczy. Trudno. Rzucił telefon na łóżko i sam się na nie położył.

~.~
   Zatkało ją. Co miała teraz odpowiedzieć? Nie wiedziała. Coś się w niej ogromnie gotowało, a krew zaczęła być gorąca. Serce zabiło mocniej i szybciej. Zimny prysznic, tak to najlepszy pomysł.
Nie można było tak tkwić w tej ciszy, nie teraz.
Cofnęła się o jeden krok. Chciała sobie to wszystko przemyśleć, ale nie miałoby to ani troch sensu. Teraz zastanawiała się czy on serio mówi prawdę. Może to po prostu jakieś żarty? Może udawał, żeby się zabawić samotną Ludmiłą Ferro? Nie wiedziała, nie chciała wiedzieć. Miała ochotę stamtąd uciec. Natychmiast.
Nie miała jednak odwagi. Stała jak w ryta. Nie miała siły poruszyć żadną częścią ciała. Dość.
-Ale... Ale... Za co? - spytała. Było to tak proste pytanie, że aż trudne. Nie wiedział co odpowiedzieć.
Spojrzała mu głęboko w oczy. Krępująca sytuacja. Trudno. Przeżyje. Z natury nie był romantykiem. Nie było go stać na jakąkolwiek przemowę. Poeta z niego kiepski.
Dlaczego tyle czekała? Zastanawiało ja to dlaczego on  nie odpowiada. Tak, teraz był ten moment.
Oderwała od niego wzrok i obróciła się na pięcie. Była już gotowa do ucieczki, jednak złapał ja za nadgarstek i przekręcił w swoja stronie.
-Za wszystko... - szepnął. Kolejny raz fala gorąca przepłynęła przez jej ciało. Teraz wszystko jest jasne, i dobrze o tym wie. Kocha ją, naprawdę. Ale ona ma wątpliwości. Ogromne.
-Jak możesz kochać kogoś takiego jak ja ?! - wydarła się mu prosto w twarz. - To jest nie możliwe, kłamiesz! Nie jestem warta Twojej miłości, rozumiesz ?! Nie jestem... - Tym razem głos jej się załamał.
Zamurowało go, mocno. Nie spodziewał się takiej reakcji. Ale nie żałuje. Diego ma rację - zawsze warto spróbować.
-Proszę, nie płacz. - mówił zakłopotany. Jego też zbierało na płacz. Poddał się. - Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. Nie pozwolę ci odejść. Nasza miłość musi przetrwać. Już na zawsze...
 
   Załóżmy, że siedzimy teraz w kinie. Oglądamy wzruszający, pełen emocji melo-dramat. To wydarzenie, mocno trzyma nas w napięciu. Nie możemy się doczekać dalszych losów owej pary. 
Co by było dalej? Możemy się spodziewać. Czułe słówka, pocałunek, potem ślub, dzieci. Wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie, blablabla. Ale przecież życie to nie film, niestety... 

   Czyżby znowu cisza? Przecież tak nie może być. Kochają się...
-Federico, ja...
Uciekła. Nie gonił jej.

~.~
   Wygrała. Teraz wszyscy ją pokochają. Będzie dobrze, a nawet lepiej.
Ruszyła z pewnością siebie do frontowych drzwi. W studio jak zwykle tłok, ale to chyba dobrze. Znajdzie się w centrum uwagi. 
-No, posuwać się, już, już. Zróbcie miejsce dla wielkiej Castillo. - powiedziała jak zwykle tym swoim tonem "tej najważniejszej". Rozglądnęła się po korytarzu i gdy tylko zauważyła swoich "przyjaciół" podbiegła do nich z szyderczym uśmiechem. 
-Mam dowody. 
-To to akurat wiemy. Wszystkim wysłałaś wczoraj sms'a jakbyś nie wiedziała. - rzekł Leon. Teraz nie będzie dla niej miły. Koniec. 
A co on w ogóle sobie myślał? Że tak będzie dobrze? Nie, nie jest. Nigdy nie było. Wiedział o tym już dawno. Nic nie zrobił. Mógł. 
-Dobra, dobra. Teraz patrzcie na to zdjęcie. - uniosła swój telefon do góry, żeby wszyscy mogli zobaczyć. 
Dokładnie. Był to Federico z Ludmiłą. Stali na moście. Tylko co z tego? Nie można sobie postać? 
Violetta jest naprawdę głupia, Verdas postanowił to wykorzystać. Żeby uspokoić całe towarzystwo, powiedział coś, czego nigdy nikt by się nie spodziewał.
-Oj tam, wielkie halo. Violuś, niestety, ale z tobą zrywam. - Czyżby szok? Nikt nic nie powiedział. Gapili się na niego z wytrzeszczonymi oczami. To się nazywa sensacja - pomyślał. 
   No i koniec Leonetty, plan Castillo nie wypalił. Wszystko powinno być dobrze. Ale nie było. 

   Miłość musi wkroczyć do akcji, bo będzie źle, naprawdę źle. 

______________
Koniec rozdziału 10. Jestem nawet zadowolona, ale ocenę pozostawiam wam. ;) 
Postanowiłam się zmobilizować. To takie postanowienie noworoczne. ;* Nie będę zwlekać z tym wszystkim, bo nie to sobie zamarzyłam. Teraz będzie dobrze, rozdzialiki często. Ja tymczasem idę nadrabiać wasze rozdziały, ale niestety ich nie skomentuję, i wgl przepraszam, ze nie komentowałam... ;// Od jutra będę ze wszystkim na bieżąco, więc się radujmy!
A i jeszcze coś. Zaraz pojawi się notka organizacyjna. Trzeba pozałatwiać kilka spraw. o.O 
Pozdrawiam i całuję. ;*
Nikki <3 

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 9

    Dla mojego skarba ♥ 

"Niebezpiecznie blisko miłości..."

   Jak ja się teraz czuję? Wspaniale? Pięknie? Cudownie? Można, by tak sobie teraz myśleć, ale nie. Czuję się fatalnie. Nie wiem co mam teraz myśleć... Czy ona mnie kocha ? Czy to ja, akurat ja jestem miłością jej życia? Nigdy i to nigdy tak intensywnie nie myślałem. Nigdy nie byłem tak zamieszany...
Wiedziałem, że to będzie takie okropne, niecodzienne... Ale, że aż tak ? Szczerze to się nie spodziewałem. Kompletnie się nie spodziewałem. Tego uczucia. Niebezpiecznego uczucia...

   Oparłem się o barierki balkonu. Wpatrywałem się w to duże koło znajdujące się na niebie - księżyc. I towarzyszące mu takie malusieńkie białe kropeczki zwane gwiazdami. Wiatr lekko muskał moją twarz, a ja oddawałem się tej magicznej chwili... Chyba magicznej, bo mogłoby być lepiej, o wiele lepiej. 
Co jest piękniejszego od tego widoku? Co mogłoby mnie bardziej zafascynować ? Co mógłby sprawić, że poczułbym się lepiej?
  A jeszcze gorzej mi z tym, że przez tyle lat, tyle tych beznadziejnych lat marnowałem sobie życie...
Z tymi pustymi laleczkami, których w ogóle nie kochałem, którym dawałem satysfakcję, że są ze mną.
A Ją ? Ją widziałem codziennie. Codziennie patrzyłem jak cierpi... 
I zawsze miałem ją tak blisko, ale daleko... I wtedy nic nie miało sensu. Tułałem się przez życie bez tej cholernej miłości... A teraz jak na złość przyszła tak strasznie szybko. I to jeszcze tak niespodziewanie... Do tej osoby, która kiedyś w ogóle mnie nie obchodziła... 
Nigdy bym nie pomyślał, że pokocham właśnie Ją.

Ale czy już się domyśliła? Czy zna moje uczucia? Czy czuje to samo?

~Nigdy nie będziesz wiedział jeżeli nie spróbujesz~

~,~

   Jeszcze dzisiaj w Studio On Beat trwało zamieszanie wśród uczniów. Krążyły dziwne plotki, które dla nich wszystkich było prawdą. 
To właśnie ta "najpiękniejsza", "najcudowniejsza", "najmądrzejsza" Violetta Castillo zaczęła się bulwersować w związku z nieobecnością Federico, a razem z nim cichą, szarą myszką Ludmiłą Ferro. Tak właśnie z tą co nigdy się do nikogo nie odzywa. Właśnie z tą, która nie jest dla nikogo ważna. Chyba... 
A zaczęło się od Marco Tavelli, tego raczej cichego, ale towarzyskiego człowieka, którego zazdrość nie miała panowania. 
Trzecia lekcja. Wszyscy już zauważyli, że nie ma w studio owej dwójki. Chłopak zobaczył przygnębioną twarz Francesci. Podejrzenia przyszły do niego z prędkością światła. 
- Smutno ci, że nie ma dzisiaj cudownego Federico, twojego wymarzonego chłopaczka, co ? - powiedział dość ironicznie, tak, aby brunetka natychmiastowo to zauważyła. Spojrzała na niego lekko wkurzona, a zarazem rozbawiona jego niespotykanym zachowaniem. 
- O co ci Marco chodzi? Kpisz ze mnie, bo podoba mi się Pasquarelli ? Sam pewnie kochasz się w jakiejś idiotce. - Zachowanie dziewczyny, też wydawało się dość nietypowe. Tavelli nigdy nie spodziewałby się aż takiej reakcji ze jej strony. Zawsze miła, przyjacielska i pomocna dziewczyna, a tutaj  nagle taka nieuprzejma dla niego. Najwidoczniej musiał ją za bardzo denerwować. Cały czas pytał się ją o Federico. Co do niego czuje i tak dalej. Miała tego serdecznie dość. 
-Wiesz, moja ukochana, wcale nie jest idiotką... Ma pięknie, kruczoczarne włosy, jasną cerę... Zawsze nosi kwieciste sukienki, które tak pięknie pachną różanymi perfumami... Na jej cudownej, małej główce zawsze można zastać.... - rozmarzał się Meksykanin, jednak po chwili przerwał. I tak za dużo już wypaplał, a nie chciałby, żeby się dowiedziała.
-Super. Fascynująca historia, ale nie za bardzo mnie interesuje co ma na głowie ta twoja dziewczyna. - odpowiedziała i odwróciła się do niego plecami, próbując dostrzec coś za oknem. Pogoda była bardzo słoneczna, ale to nie nadawało jej samej nastroju.
-Ojej. Teraz powinnaś się martwić o swego księcia z bajki, bo kto wie ? Może teraz włóczy się ze swoją ukochaną i mówi jej jak to dla niej nie pocałował cię i nigdy w życiu by nie przybliżył tak czule swoich ust do ust takiej zwykłej Fran.  O! I może tą osobą jest taka sobie załóżmy cicha Ferro. Wiesz razem nie ma ich w szkole... Kto wie co oni teraz robią. - rzekł to w takim tonie, że sam sposób mówienia wkurzał Francescę. 
-Przestań - rzuciła oschle i odeszła od niego. Tak! Jego cel spełniony. Niech sobie za nim płacze, dopóki nie dostrzeże prawdziwej miłości swojego życia.
Szczerze nie wiedziała o co mu chodzi. To proste, że był zazdrosny, ale ona tego nie dostrzegła. Nigdy w życiu nie mogłaby się spodziewać, że On, właśnie On się w niej podkochuje. To wszystko było dobrym powodem do intensywnego myślenia. No bo co tak naprawdę jest na rzeczy ? Dlaczego jest wobec niej taki wredny? Nic nie zrobiła, to że podobał jej się Federico nie było powodem do takich usterek między nimi. A poza tym on jej się tylko podobał, zwykłe zauroczenie. Nie mogła go kochać. Miłość swojego życia ma tak blisko siebie. Za blisko...
   Na nieszczęście, całej rozmowie przysłuchiwała się rozbawiona Castillo. Koniecznie musi to wykorzystać. Będzie niezła afera.
Prawie cała klasa - łącznie z nią - siedziała zgromadzona na murku przed studiem. Leon zaczął swoją paplaninę o motocrossie i tak dalej. Violetta nie dość, że była tym kompletnie znudzona, to jeszcze musiała koniecznie zacząć swój wspaniały temat.
-Dobra Leon. Wszystko super, ale mam o wiele ciekawsze wiadomości - przerwała mu. - Nie sądzicie wszyscy, że nasz Federico kręci coś z Ludmiłą? - Na wszystkich twarzach wywołała ogromne zdziwienie i zakłopotanie. - Tak, dobrze myślicie. Chodzi mi o Ludmiłę Ferro. Tą szarą osóbkę, która siedzi cały czas w kącie. Nie zdziwiłabym się, gdybyście jej nie kojarzyli, bo trudno ją dostrzec z jej dziwacznym charakterem.
-Pff... Uderzyło Cię coś w głowę ? On i Ludmiła ? W życiu. Do takiego poziomu by się nie zniżył. - zakpił Maxi dając wszystkim do zrozumienia, że coś jest w tym co mówi. - Zawsze udawało mu się wyrwać jakieś ładne laski, więc nie sądzę, aby...
-Maxi. - przerwał mu Diego. - Chyba nie sądzisz, że Ludmiła jest jakaś brzydka czy coś w tym stylu.
Nagły szok! Wszyscy spojrzeli na chłopaka ja na jakiegoś nienormalnego.
Nie było to tak, że jakoś szczególnie się jemu podobała, ale Dominguez był tolerancyjny. Nie lubić kogoś, bo jest mniej towarzyski i ma inny pogląd na życie ? Niby dlaczego miał tak uważać ? Blondynka była też człowiekiem, uczniem studio. Taka sama jak oni.
Miał bardzo za złe sobie, że ją pewnego razu zaczepił, ale to już było. Diego się zmienił, zdecydowanie.
   Hiszpan ostatnio dużo myślał i o Federico i o sobie. Nie mógł pojąć niesprawiedliwości, która go otaczała i wciąż otacza. Nie mógł patrzeć na pewne osoby, kiedyś tak dla niego ważne. Kochał Violettę, można powiedzieć, że nadal ją kocha, ale ona nie dała mu nigdy żadnej, nawet minimalnej szansy. Zawsze mówiła, że to nie jest im pisane, i że miłość przyjdzie do nich jeszcze, tylko z tymi innymi osobami. Mówiła mądrze, po prostu go nie kochała, nie chciała go okłamywać. Nie chciała mu dawać marnej nadziei, nie chciała, żeby cierpiał. Jeszcze wtedy była dobrą, przyjacielską osobą. Nie użalała się nad sobą, zawsze pragnęła komuś pomóc nawet jeśli to było mało możliwe. Diego wtedy myślał, iż może los pokieruje tak, że kiedyś będą żyć razem. Tak długo i szczęśliwie... Ale... Wtedy pojawił się Verdas. I... Wszystko się powaliło. Zrozumiał, że tak nigdy nie będzie, że Castillo nigdy go nie obdarzy miłością. Zakochała się w Leonie. To było widać. Latała za nim na okrągło, a gdy wreszcie to zauważył... Zmienił ją. Zmienił wszystko. Po kilku tygodniach znajomości nie była już tą samą Violettą. A On... On nie mógł już nic poradzić. To był dla niego koniec świata. Ale wreszcie to zrozumiał. Potem zaczęła się przyjaźń z Federico... Włoch nauczył go naprawdę wiele rzeczy, których wcześniej kompletnie nie rozumiał. I teraz wie co jest dobre, a co złe.
Ale to nie znaczy, że jest jakiś miłosierny. Ogranicza się do dobroci danej ludziom. A to wszystko tylko przez nią. Może byłby lepszym człowiekiem, gdyby istniało dla niego coś takiego jak... miłość ?
   Dlaczego wszyscy wokół się w sobie zakochują? Dlaczego są tak szczęśliwi ze swoimi połówkami?
Tylko nie on. Nie jest szczęśliwy mimo, że takiego udaje. Nie jest wesoły mimo, że się uśmiecha. Ma uczucia mimo, że tego nie okazuje. Ale czy to coś zmienia? I tak nikt, kompletnie nikt go w życiu nie pokocha.
-Ale chyba nie powiesz, że jest ładna ? - nadal toczył dyskusję z Maxim.
 
   A Maxi ? Nie miał uczuć to było widać. Żył sobie szczęśliwy z Camilą. Kompletnie go nie obchodziły uczucia innych. Co z tego, że kogoś zrani ? On nie będzie wtedy cierpiał.
Właśnie miał takie podejście do życia. Był kompletnym optymistą co nie wychodziło mu na dobre. Ale mimo wszystko miał przyjaciół, którzy go lubili. Tylko...
Wszyscy go obgadywali. Jaki to on jest, jaki nie jest. Ale szczerze sam sobie na to zasłużył. Nie można było powiedzieć, że jest miły. Kpił z kogo popadnie, gdy tylko miał taką okazję. Ale zupełnie bez powodu. Nie miał okropnej przeszłości, nic w jego życiu się takiego nie przytrafiło, żeby mógł cierpieć. Nawet z powodu Naty. Można powiedzieć, że ją "kochał". Tylko, że nie cierpiał, gdy z nim zerwała, nie cierpiał, gdy powiedziała mu prosto w twarz, że go nie kocha. Czy to mogła być miłość ?
Camili nie kochał, ale był z nią, żeby była sobie szczęśliwa. Chciał dać jej poczucie bezpieczeństwa, przecież to jego najlepsza przyjaciółka. Ale dziwne, byli razem od najmłodszych lat i dopiero teraz to do siebie poczuli? Dlaczego nie wcześniej?
   Torres nigdy nikt nie obdarzał miłością, a potrzebowała tego jak nikt inny. Udawała przed Natalią, że wszystko jest dobrze, ale nie było. Brunetka nie wierzyła w Camili "wszystko okej". Wiedziała, że coś nie gra w jej życiu, lecz nie do końca wiedziała co. Pewnego dnia rudowłosa zwierzyła jej się, że chciałaby się zakochać ze wzajemnością, chciałaby mieć takiego ukochanego już na zawsze. Potem wpajała sobie, że jest to Maxi. Naty nie próbowała wybijać jej tego z głowy, no bo w końcu nic do niego nie czuła. A gdy w końcu Ponte i jej najlepsza przyjaciółka byli razem coś zakuło ją w sercu. To właśnie wtedy poczuła coś zupełnie nieogarniętego. Myślała, że to tylko takie chwilowy napad zazdrości, ale jej uczucie przerodziło się w coś znacznie większego. I nie może się z tym pozbierać do teraz.
Ale ani jej, ani jemu nigdy tego nie powie. Nie miałoby to najmniejszego sensu. Maxi drugi raz by tego nie poczuł, lecz zdaje się, że nigdy nie czuł.
-A tak w ogóle to przyglądałeś jej się kiedyś? Poza tym dla ciebie nie musi być ładna, ważne żeby podobało się Federico - kontynuował Dominguez. Znowu wszyscy się na niego dziwnie popatrzyli. Miał już tego dość. Wszyscy byli okropni. Zapatrzeni tylko w siebie. Bez żadnych uczuć i przemyśleń.
Miał już sobie stamtąd iść, ale zanim wykonał jakikolwiek ruch Violetta toczyła dalszy temat swoich podejrzeń.
-Hmm... To chyba wynika z tego, że jednak coś ze sobą kręcą. - powiedziała podejrzliwie. - Ostatnio Fede tak się dziwnie zachowuje. Ale to nie jest ważne. Czy do siebie coś czują, czy nie i tak wymyśliłam cudowny plan wobec nich. - zachwyciła się.
   Nikomu to się nie podobało. Niby nie lubili Ferro, ale to nie jest powód, żeby jej dokuczać. A poza tym w to wszystko był zamieszany Pasquarelli, ich przyjaciel.
Ale nie chcieli się do niczego przyznać. Castillo by ich zniszczyła, gdyby tylko chciała.
-Ja myślę, że to dobry pomysł. - dołączył się do rozmowy Leon. - Ty moja kochana, jesteś taka cudowna! - zwrócił się do Violetty.
-Tak, wiem skarbie.
Ta ich słodkość już wszystkich przerażała. Cały czas się miziali, mówili do siebie czułe słówka i w ogóle. Czasem nawet przy wszystkich lub na środku chodnika całowali się w przesłodzoną namiętnością. Nie była to miłość. Jarali się tylko swoim wyglądem i ciałem. A chyba na tym to nie polega?
Ludzie zakochują się w duszy, w tym co ma się w środku. Bardzo ważną rolę pełni charakter. Im chodziło tylko o jedno. Tylko.
A przecież to wszystko przez Verdasa. Ona poddała się jego urokowi. Spełniała każe jego zachcianki, była dla niego zwykłą szmatą. Violetta dostrzegła to w pewnym momencie. Teraz oboje są okropni.

"No puede ser bueno aquél que nunca he amado"
~,~
   Stałam na balkonie wpatrując się w niebo. Dlaczego ludzie nie ostrzegają tego piękna panującego na świecie? We wszystkim można dostrzec te dobre strony. Tylko trzeba użyć do tego wyobraźni, którą wszyscy posiadamy. 
Gdy idziemy szarymi uliczkami możemy sobie wyobrazić, że świeci słońce, że na niebie panuje tęcza, że wszystko szare jest teraz takie barwne. Gdy patrzymy w lustro możemy sobie wyobrazić, że jesteśmy ideałem tego świata. Gdy ktoś nas nie lubi możemy sobie wyobrazić, że nas kocha. Jednak, gdy jesteśmy smutni, nie możemy sobie wyobrazić, że jesteśmy szczęśliwi... 
A ja? Ja nigdy nie doznałam radości. Zawsze, gdy widziałam uśmiech na twarzy jakiejkolwiek osoby, łzy spływały po moich policzkach. Musimy stwierdzić jedno. Świat nie jest sprawiedliwy!
   No, bo jak to jest ? Los sprawił, że są szczęśliwi ludzie, którzy mają wszystko. Że powodzi im się znakomicie. A po drugiej stronie są ludzie nieszczęśliwi, którzy nie mają niczego. Dosłownie niczego. Że cierpią, zawsze.

   Przypomniały mi się słowa piosenki. Z jakim uczuciem je śpiewałam.
Ona bardzo dużo zmieniała w moim życiu. Bardzo. Jednak nie wiem, czy to się przyda, czy może zniknie w naszą niepamięć i wtedy nic się nie będzie liczyć.
Zaśpiewałam ją z osobą, która mnie zaczarowała. Gdy tylko Go widzę jakby prąd raził mnie od stóp do głów. Jakby przez moje ciało przechodziły okropne, a zarazem przyjemne ciarki. Wtedy serce mi przyspiesza i wszystko traci swoje znaczenie. Tak to Federico. On zawładnął moim sercem, całą mną. A ja Go pragnę.  Z każdym dniem coraz bardziej. Ale nie jestem pewna czy on mnie... 

   Musiałam się przejść więc szybko się ubrałam i wyszłam na dwór. Ciemność mnie bardzo rozluźniała. Na ulicy cisza, czasami tylko jakiś wark samochodu. W tym momencie bardzo chciałam żeby był przy mnie. Żebyśmy mogli razem śpiewać, być ze sobą.
I właśnie w tym momencie dowiedziałam się, że nasze małe marzenia jednak się spełniają.
W oddali zobaczyłam jego sylwetkę. Jak to możliwe?
Tak to był on. Szedł dziwnie namieszany. Patrzył w górę i nawet mnie nie dostrzegł. Może to i lepiej ? Ale tak bardzo chciałabym z nim porozmawiać!
~,~
I to uczucie, gdy pragniesz, ale nie możesz. On i Ona chcieli, ale nie mogli. Sami nie wiedzieli co ich powstrzymywało. Strach? Tak to właśnie to. Oni się zwyczajnie bali. Ale czego? To przez tą niewiedzę. No, bo skąd mogli wiedzieć? Znowu przez strach? I tak to się będzie toczyć. Chyba, że któreś z nich spróbuje. A spróbuje ?
Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Najlepszy powód do zamknięcia się w sobie, do płaczu. Dla niej to normalne, ale może być gorzej, o wiele gorzej. On może temu zapobiec, ale boi się, że wszystko pogorszy. A mogliby żyć sobie długo i szczęśliwie ...


__________________________
To miałam napisane już dawno, ale nie dodawałam, bo chciałam jeszcze coś dopisać, ale kompletnie nie wiedziałam co.
Szczerze ? Szczerze to nie daję sobie z tym wszystkim rady. W ogóle nie mam żadnego natchnienia i wychodzi mi takie coś. Kiedyś pisanie było dla mnie przyjemnością, a teraz jest przymusem. ;/
Nawet nie nadrabiam z czytaniem waszych rozdziałów, a jak już przeczytam to nie mam czasu skomentować. Nawet nie mam weny na komentarze...
Tego bloga prowadzę od 12 października, a jest dopiero 9 rozdziałów. Nie tak to wszystko sobie planowałam.
Ostatnio jeden anonim napisał, że znowu zwlekam. Ale ja się zgadzam z tym w 100 % Sama jestem na siebie wkurzona. Jest mi z tym wszystkim okropnie.  ;(
A ostatnio mam straszny mętlik w głowie, cały czas o czymś myślę (Marcela wie o co chodzi). No i nie wiem kurde co mam robić. Zawiesić bloga? Skończyć pisać?
Nie chciałabym tego, ale jak się nie poprawi to chyba jedną z tych opcji wybiorę.
Nie wiem kiedy następny rozdział... Nie spodziewajcie się go za szybko...
Papa!

Wasza Nikki. 

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 8

,,Wyjątkowe chwile to nie takie, gdy dużo się dzieje, tylko te, które są wyjątkowe z tą drugą osobą.''
Ludmiła
Po wczorajszym wydarzeniu miałam mętlik w głowie. Nie mogłam się na niczym innym skupić. Ta jego jedna decyzja rozświetliła mój tunel w głowie. Wzięłam gorący prysznic i uciekłam pod swoją kołdrę, do mojego świata. Gdy o nim myślę jest mi tak ciepło i przyjemnie. Federico startował w biegu moich myśli, ciągnąc za sobą długą lśniącą nić, która plątała się ze wszystkimi innymi. Kojarzyło mi się z nim dosłownie wszystko, nawet moje łóżko ! Wyobrażałam sobie jak na nim leżę, a tu znikąd pojawia się on, kładzie się koło mnie, przytula do siebie i gładzi moje włosy szepcząc do ucha jak bardzo mu na mnie zależy. Miałam takie dziwne marzenia, które zapewne nigdy się miały nie spełnić. Przynajmniej w moim umyślę mogę być sobą, nikt tu nie zajrzy, nikt nie jest kluczem do mojej księgi. Najważniejszy element wybawienia mnie ze mnie, dawno spłonął, przynajmniej tak mi się wydawało. W środku kryła się słodka, kochająca Lu, której dobroci nikt miał nie poznać. Na zewnątrz, poza obszarem mojego umysłu, byłam Ludmiłą Ferro, którą sobie stworzyłam. To wszystko było manewrem obronnym na świat, na ludzi lepszych ode mnie, mój blask w dłoniach innej osoby, innej dziewczyny wartej uwagi Federico, to mnie doprowadzało do szaleństwa.
Wstałam rano bardzo wcześnie, nie miałam ochoty na normalne śniadanie w piżamce w swoim pokoju. Umalowałam się delikatnie, dziewczęco, ubrałam i wyszłam zamykając dom na klucz. Szłam słonecznym Buenos Aires, ciepło raziło mnie w twarz, tak strasznie przyjemnie że przez chwilę zapomniałam nawet o chłopaku. Weszłam do przytulnej restauracyjki gdzie podawane były tylko śniadania i kolacje. Zamówiłam sobie dwa omlety, jednego naleśnika czekoladowego i dużego truskawkowego szejka. Czekałam z dobre piętnaście minut zanim kelnerka przyniosła zamówienie. Potarłam o siebie dłońmi i chwyciłam sztućce do rąk. Moje śniadanko było takie pyszne że delektowałam się każdym kolejnym kęsem. Tak przyjemnie jadło się samej, wysłuchując rozmów innych, będąc z rana częścią życia. Gdybym się nie zmusiła do wyjścia, na pewno siedziała bym teraz z lodami na kanapie nieogarnięta i oglądała bym telewizję. Świetnie było zacząć żyć już od samego rana, czułam się tak rześko i swobodnie.
-Smacznego.-Usłyszałam znajomy mi męski głos i podniosłam wzrok. Naprzeciw mnie dosiadł się Federico, o mało się nie zakrztusiłam naleśnikiem na jego widok.-A co ty tu robisz ?-Spytałam wycierając usta w serwetkę.-Czasami też tu przychodzę, zazwyczaj gdy chcę pobyć sam i zjeść coś smacznego.-Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie chciałam tego, nie chciałam spotkać akurat jego w połowie moich rozmyśleń o nim. Teraz zapewne zacznie się nasza rozmowa, znów będę mieć mętlik w głowie i zostawi mnie, samą z moim nieładem.-Mogę zjeść z tobą ?-Przełknęłam ślinę. Na samą myśl że będę przebywać z nim tak blisko, moje serce fikało koziołki.-Pewnie.-Uśmiechnął się i zamówił sobie czekoladowego szejka i cztery tosty z serem. Gdy kelnerka odeszła, podjął rozmowę ze mną.

-Idziesz dziś do studia ?-Zamyśliłam się.-Nie.-Odpowiedziałam stanowczo.-Nie mam takiego zamiaru.-Dodałam po chwili bo mogło to zabrzmieć dziwnie.-Ja też nie. Nie chcę spotkać ani Francesci ani Pabla. Będą mieć do mnie pretensje że nie byłem w stanie jej pocałować.

-A dlaczego nie byłeś w stanie ?-Niby od tak zapytałam, tak naprawdę bardzo zależało mi na tej odpowiedzi.-Moje serce tak jak by już wybrało tę jedyną osobę, teraz ja staram się nadążyć za nim umysłem i chcę się do niej zbliżyć, nie ranić jej całując się z inną.-Pokiwałam głową.

-A kim jest ta szczęściara ?-Pytałam go.-Ma przepiękne brązowe oczy, gdy się uśmiecha pojawiają się w jej kącikach ust dołeczki, jej włosy są długie, gęste i lśniące, ma piękny, czysty głos z nutką ciekawości.-Mój mózg zaczął szybko przeliczać wszystkie dziewczyny o których mógł mówić, ale tylko jedna przychodziła mi do głowy.-Wiesz o kim mówię ?-Spytał a kelnerka przyniosła mu zamówienie.-Domyślam się.-Wyznałam.-A jak z twoim sercem ? Czujesz coś już do kogoś ?-Wzięłam dużego łyka, by się opanować.-Po części tak, ale sama nie wiem co on do mnie czuję. -Pokiwał głową.-Zapytaj go, może akurat to będzie to.-Spojrzałam mu w oczy, po raz pierwszy odkąd się tu zjawił. Jego oczy były takie przepiękne, widziałam w nich wszystko. Wyobrażałam sobie jego księgę, zamkniętą która otwiera się tylko wtedy kiedy ja się pojawiałam. Ale to przecież niedorzeczne, to nie mogła by być prawda.-Boję się jego reakcji i tego że mnie odrzuci.-Zbliżył swoją twarz do mojej. Poczułam jego oddech a moje serce zaczęło bić szybciej.-Jeśli nie spróbujesz to nigdy się nie dowiesz.-Przymróżyłam oczy.

-Gdyby mu na mnie zależało to sam zrobił by pierwszy krok.-Westchnął.-A może tak samo jak ty, boi się odrzucenia ?-To było logiczne, nawet bardzo.-Nie będę wstanie się przy nim skupić i wyznać mu że go kocham.-Dotknął opuszkiem palca mojego policzka.-A gdy zrobi o tak ?-Zapytał gładząc swoją całą dłonią mojego policzka. Serce waliło mi jak szalone, nie mogłam zapanować nad oddechem i przyłożyłam swoją dłoń do jego.-Będę czuć się jak w siódmym niebie, ale nadal będę odczuwać lęk.-Ponownie westchnął.-Co on musi zrobić, byś mogła mu zaufać i wyznać mu te słowa ?-Po prostu być.-Wyszeptałam a on ucałował mój policzek tak strasznie delikatnie że sądziłam że zaraz stracę przytomność. Chwycił mojej dłoni swoimi i ucałował.-Skoro obydwoje nie wybieramy się dziś do studia, to może zabiorę cię w miejsce gdzie każdego strach zamienia się w odwagę ?-Uśmiechnęłam się.-Zabierz mnie tam.-Z uśmiechami na twarzach dokończyliśmy śniadanie. Gdy skończyliśmy, Federico uparł się i zapłacił za nas oboje i ja lekko poddenerwowana wyszłam z restauracji.-No o co ci chodzi ?-Zapytał starając dotrzymać mi kroku.-Wiesz że umiem za siebie zapłacić ?-Zatrzymał mi drogę.-A wiesz że chciałem być grzeczny i zrobiłem to dla ciebie ? A ja nie wiem dlaczego ty mnie atakujesz !-Wzdrygnęłam się. Widziałam doskonalę co robię. Chciałam się od niego odsunąć, bojąc się że w końcu wyznam mu tę miłość i wszystko się posypię. Że już nigdy nie będę miała szansy spojrzeć mu w te jego piękne oczy, że wszystko zniszczę...-Przepraszam, masz rację, to głupie.-No dobrze, to teraz jak już wszystko wyjaśnione, idziesz ze mną ? Do mojego świata ?-Pokiwałam głową. Uśmiechnął się i zaczął nas prowadzić w nieznane mi uliczki. Mieszkałam tu już tyle lat i po raz pierwszy czułam że nie wiem gdzie jestem.-Już nie daleko, powinno tam nikogo nie być.-Nie wiedziałam o czym mówi więc tylko szłam blisko niego rozglądając się dokoła. Ostatni raz skręciliśmy na rogu po prawej stronie i były tu tylko drzwi i zapełnione pojemniki na śmieci. Wyjął z kieszeni klucz i otworzył drzwi które zaskrzypiały. -Daj rękę.-Wyciągnął dłoń w moją stronę, wahałam się ale chwyciłam ją. Od razu gdy poczułam jego ciepło, przeszły mnie dreszcze. Nasze dwa ciała, razem złączona w jedno.
Prowadził mnie chwilę, nic nie widziałam, było tu ciemno i jeszcze ciemniej. Jego ciepła dłoń sprawiała że nie przejmowałam się tym gdzie się znajduję. Moje lęki przy nim odbiegały daleko, daleko. To jego ciepło które wraz z moim aż parzyło. Tak strasznie chciałam mu powiedzieć że zależy mi na nim i to cholernie mocno.
-Zamknij oczy.-Posłusznie wykonałam polecenie. Wziął mnie na ręce i jedną rękę odepchnął jakąś zasłonę. Postawił mnie na równe nogi.-Dobrze, poczekaj jeszcze...-Puścił mojej dłoni i włączył jakieś przełączniki bo usłyszałam ich trzask.-Otwórz oczy.-Moje powieki się uniosły i zobaczyłam wreszcie gdzie się znajduję. Stałam na scenie, na samym jej środku w jakimś teatrze w którym byłam pierwszy raz w życiu. Nikogo tu nie było oprócz naszej dwójki. W czerwonych siedzeniach nikt nie siedział, instrumentów nikt nie obsługiwał, tylko nasza dwójka. Spojrzałam na szklący parkiet na którym stałam, byłą taki czysty że można było w nim przejrzeć samego siebie.-I jak wrażenia ?-Zapytał dotykając mojego ramienia.-Tu jest fantastycznie.-Tylko tyle byłam wstanie wyszeptać. Czułam się tak magicznie i wyjątkowo. Tylko ja, tylko scena i Federico ? Kto nas teraz zobaczy ? Kto się dowie ? Co nam stoi na przeszkodzie ? Miał racje, w tym miejscu poczułam się tak, jak bym mogła wszystko bez żadnego ryzyka. Spojrzałam na niego.-Jesteś w stanie to powiedzieć ?-Zapytał chwytając moją twarz w obu dłoniach. Przełknęłam ślinę.-Nie wyśmiejesz mnie ?-Zapytałam szeptem, on tylko mnie przytulił, tak bardzo mocno i czule.

-Może chcesz zaśpiewać ?-Zapytał.-Ale dla kogo ? Tu są pustki...-Dla mnie.-Uśmiechnęłam się a on pogłaskał mnie po policzku i zajął miejsce na widowni..
Federico:
Ludmiła kierowała te wszystkie słowa do mnie, po części to wiedziałem ale cieszyłem się z tego. To coś znaczy, bardzo ważnego. Że zależy nam na sobie, bardzo. Siadłem na miejscu dla widowni i słuchałem jak staje się muzyką. Wzięła w ręce gitarę i zaczęła śpiewać.


Si es por amor doy todo lo que soy (doy todo lo que soy)Si es por amor todo sera verdadero (uuuuh)Esta es mi vida y no la quiero cambiarAlfin encontre mi lugarPero sueńo un amor sinceroAlguien que me pueda amarYo me conozca y siempre encuentro la maneraNo importa cuando y donde seaEn mi juego esta claro el reglamentoCuanto lo siento
Uwielbiałem tę piosenkę ale bardziej wielbiłem jej piękny głos. Gdy skończyła zacząłem głośno bić brawa.
-Wystąpiła przed państwem genialne Ludmiła Ferro ! Zapamiętajcie to nazwisko !-Krzyczałem a ona siadła na scenie zwieszając nogi w dół. Siadłem koło niej, bardzo blisko. Położyła mi głowę na ramieniu a ja objąłem ją ramieniem.-Jak się czujesz ?-Zapytałem.-Wspaniale, dziękuję ci że mnie tu przyprowadziłeś, czuję że żyję.-Uśmiechnąłem się.-To taki mój mały świat, mój kolega tu występuję i dorobił mi klucze. Mogę przyjść tu o każdej porze i śpiewać, być sobą, ale nabiera to większego sensu gdy jesteś tu ze mną.-Poczułem jak się rumieni.-Może zaśpiewamy coś razem ?-Spytała.-Z chęcią.
Resztę dnia spędziliśmy w tym miejscu. Ono nas do siebie zbliżyło, śpiewaliśmy i śpiewaliśmy wszystko co znaliśmy, głównie to o miłości. Nie byłem w stanie powiedzieć jej tego co do niej czuję, tak samo jak ona się bałem. A tak cudownie jest mieć ją przy sobie, gdyby teraz zniknęła to nie dał bym rady.
Wieczorem odprowadziłem ją do domu. Nawet gdy już powinienem był zasnąć, myślałem o niej. Przypominałem sobie jej uśmiechniętą twarz na nowo. Zabrałem ją do mojego świata i jej się spodobało. Przy niej to jest tak inaczej niż przy wszystkich innych, ona jest taka ciepła i wrażliwa. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że moje serce już wybrało, tę jedyną, piękną, mądrą i niepowtarzalną...
Muzyka
W świecie bez marzeń nie da się przetrwać. Chłopak i dziewczyna są dla siebie stworzeni, poznać to mogą gdy spojrzą sobie głęboko w oczy i dojdą w ich głębie, tam gdzie nikt inny nie może sięgać. Nie bez przypadek Ludmiłą i Federico czuli się przy sobie wyjątkowo. Ich historia była wyjątkowa, inna i taka co nie miała prawa się nigdy wydarzyć...



________________
Witajcie moi kochani <3
Hmm.... I pewnie teraz myślicie, że to cudo wspaniałe napisałam ja, ale nie . To nie ja! To mój wspaniały, cudowny, najukochańszy skarbek Marcela Ferro !

A było to tak, że tak dla żartów spytałam się jej czy napisze mi rozdział no i nie wiem dlaczego, ale się zgodziła. Bardzo zależało mi żeby dodać dzisiaj, ale przez cały tydzień nie wiedziałam co napisać. I macie to cudońko. ♥♥

Marceluś, kochanie. Straszliwie Ci dziękuję ! Kocham Cię słonko! <333


Nikki ♥

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 7

"Uczucie się pogłębia, a wszystko coraz bardziej się wali..."

Federico:

Moich myśli jest tak pełno.  Głowa mnie już boli od tego wszystkiego. To dziwne zauroczenie.
To wszystko jest takie nie w moim stylu. Miłość to nie moja bajka. To musi się zmienić. Ja nie mogę Jej kochać...
A może ja jestem trochę na miejscu Maxi'ego? Może mi się tylko wydaje? Bardzo pragnę żeby tak było. Te wszystkie nieznane mi uczucia po prostu zniknęły. Ale czy tak się da ? Przecież to może być ta miłość, której tak bardzo się boję... Tak cholernie się boję !  Nie chcę się poddać temu uczuciu, nie chcę cierpienia...

Spacerowałem sobie z Diego po parku. Ostatnio nasza znajomość się pogłębiła.
Powiedział mi, że pewnego dnia zaczepiał Ludmiłę czego teraz żałuje. Owszem, mam mu to za złe, ale czuję, że się teraz zmienił. Mogę z nim pogadać o wszystkim. Tak jak kumpel z kumplem. A nawet jak przyjaciel z przyjacielem.
Nagle zaczęła się straszna ulewa. Uwielbiam ten deszcz w Buenos Aires. Nie występuję tu za często więc można spokojnie powiedzieć, że jest to coś wyjątkowego. Jeszcze ten cudowny zapach wilgoci...
-Fede, może wpadniesz do mnie, mieszkam nie daleko. A poza tym zaraz będziemy cali mokrzy. - rzekł Diego nakładając na głowę kaptur.
-Okej, ty prowadzisz. - odpowiedziałem i ruszyliśmy.
Faktycznie, chłopak mieszka blisko, bo już po pięciu minutach biegu byliśmy na miejscu.
Zdjęliśmy buty i ruszyliśmy do salonu zasiadając wygodnie na kanapie.
To odpowiedni moment, żeby się jego poradzić.
-Stary, jak to jest się zakochać? - zapytałem wprost. Teraz trochę żałuję tego pytania, bo zrobiło się dziwnie niezręcznie. Diego po krótszym na myślę wreszcie odpowiedział :
-Chłopie, to jest wspaniałe uczucie! Coś nie do opisania. Myślisz, że to ta jedyna, a gdy zjawia się obok ciebie przez twoje ciało przechodzą takie przyjemne dreszcze. Coś cudownego!
-Teraz, to ja już nie wiem co myśleć. - rzekłem z załamaniem, kryjąc twarz w dłoniach. - To wszystko jest taki skomplikowane ! Diego ratuj.
-Federico, ty się boisz. Jesteś zwykłym frajerem. Zagadaj do niej, próbuj ją zdobyć! Miej jaja!
-Ta, ty nic nie rozumiesz. Nie jestem tobą. Nie mam takiej odwagi. - odpowiedziałem wstając. Zacząłem chodzić wte i wewte. Muszę to wszystko sobie przemyśleć. Tkwić w miejscu czy coś zrobić ?
Żeby to była jeszcze taka łatwa decyzja...! Kilka spotkań i moje życie się kompletnie powaliło. Mam w głowię taki mętlik...
-Źle robisz. Potem będziesz tego żałował. Zobaczysz. - odezwał się Diego. - Radzę ci pójść do domu i pomyśleć nad tym wszystkim.

~,~

Kolejny dzień w Studio On Beat. 

Ja tak bardzo chcę jej pomóc. Chcę uwolnić ją od tych wszystkich problemów i smutków. Pragnę tego, aby była szczęśliwa, nawet beze mnie, z kimś innym, ale żeby była. Nie mogę patrzeć jak cierpi, jak płacze. To już nie jest takie obojętne jak kiedyś. Wszystko się zmieniło. Debilna Ti Credo !
Mam już dość tej całej Angie i Pablo. Wszystko popsuli. Najpierw śpiewanie z Ludmiłą, teraz całowanie z Francescą. Głupie jedno wydarzenie i wszystko zmieniło. Czy ten pocałunek też taki będzie? A może poczuję coś do Fran ? Czy to możliwe ?

Kolejna próba trwała dość długo. Strasznie mi się nudziło, więc dlaczego nie porozmawiać?
Kierowałem się już w Jej stronę gdy nagle Pablo musiał mi przeszkodzić.
-Federico, Francesca. Teraz wasza kolej. - rzekł przez co byłem zmuszony wejść na scenę.

                                                                                   Tanto tiempo caminando junto a ti 
Aun recuerdo el día en que te conocí
El amor en mi nació tu sonrisa me enseno
Tras las nubes siempre va a estar el sol

Te confieso que sin ti no se seguir.
Luz en el camino tu eres para mi.
Desde que mi alma te vio.
Tu dulzura me envolvió.
Si estoy contigo se detiene el reloj.
Lo sentimos los dos el corazón nos hablo
Y al oído suave nos susurro



Nadszedł ten moment. Nasze twarze dzieliły milimetry...
-Pablo, ja nie mogę tego zrobić. - Odwróciłem się gwałtownie w jego stronę, a wszystkie oczy zostały skierowane na mnie. - Przykro mi, ale nie pocałuję jej.
Wywołałem u wszystkich ogromne zdziwienie, nawet na Ludmile, która jakoś dziwnie odetchnęła z ulgą. Może nie chciała tego? Może... Nie, na pewno nie.
-Ale jak to. Federico, przecież umawialiśmy się. To ma być najważniejszy elementy przedstawienia...

-Przepraszam. Weź sobie kogoś innego. - powiedziałem i zszedłem ze sceny.
Moje uczucie jest zbyt silne.

Ludmila:




Łzy zaczęły napływać mi do oczu na myśl, że On za chwile
ma pocałować inną ... To było takie okropne uczucie. To nie jest proste patrzeć na pocałunek osoby, którą się... Kocha ? Nie, to nie jest możliwe. Zbyt krótki czas się znamy.
Taka osoba jak ja nie zasługuje na miłość. Nigdy nie umiałam sobie poradzić w życiu. Tylko użalałam się nas sobą, teraz mam wrażenie, że źle robiłam. Czy uzyskałam coś przez to? Nie, to nic nie zmieniło. Nadal cierpię, a jakbym w końcu wzięła się w garść, być może by tak nie było. Może teraz bym czuła się szczęśliwa. Może miałabym przyjaciół. Ale nie. To uczucie bezsilności było zbyt mocne. Nic nie mogłam na to poradzić.
Zostałam sama, nikt mnie nie wspierał. A chyba o to chodzi w życiu. Że ma się tą bliską osobę, która zawsze ci pomoże. W moim przypadku byłoby to wskazane. Ale ja sama na to nie pozwoliłam. Może jakbym się do kogoś zwróciła teraz moje życie byłoby inne, lepsze.
Żałuję. Szczerze żałuję tego przebiegu mojego życia. Jakbym była silniejsza...
Do tego teraz... Te moje uczucia, które tak buzują mi w głowie. Te myśli, których mam już dość. Te wymarzone historyjki, które układam kładąc się spać. Tego jest zdecydowanie za dużo.
Nikt mi już nie zdoła pomóc w tej całej "niby" miłości.


El amor es como una sombra del hombre: cuando lo evitas te persigue; cuando lo persigues te evita.

Marco: 

Ten mimowolny uśmiech na twarzy, gdy pojawia się w pobliżu. Te dreszcze, kiedy dotyka Twojego ciała. To wszystko jest takie piękne. Ale czy to jest tak łatwo udawać obojętnego? Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni, nie chcę niszczyć tego wszystkiego co do ten pory osiągnąłem. Boję się, że przez to mnie znienawidzi.
Ona traktuje mnie tylko jak przyjaciela, cholernego przyjaciela, którym nie chcę być. Chcę być kimś więcej. Ale nieśmiałość nie pozwala mi na to...

Przechadzaliśmy się we dwoje po parku. Słuchaliśmy wspaniałych odgłosów; ćwierkanie ptaków, szelest jesiennych liści, tupot nóg przypadkowych przechodniów.
Ona - jak zwykle uśmiechnięta. Jej włosy w wietrze były takie cudnie! Nie mogłaby się we mnie po prostu zakochać ? I żebyśmy sobie żyli długo i szczęśliwie ?
Powoli zdaję sobie sprawę, że życie nie jest takie łatwe. Że trzeba walczyć o to co się pragnie. Nic się samo nie stanie.
-Francesca, zrobiło ci się przykro jak Federico nie chciał cię pocałować ? - zapytałem. Musiałem to zrobić. A jak ona jest zakochana w kimś innym ? To jest w tym wszystkim najgorsze! Ty kochasz osobę, która darzy to uczucie do kogoś innego. A ja tak nie chcę.
-Bardzo szkoda. Wiesz jak dużo bym zrobiła, żeby tak się stało ? A on nie może! Coś myślę, że on jednak nic do mnie nie czuje. - opuściła głowę.
Cios. Wbiła mi nóż w plecy.
Okropnie mnie to zabolało. I poco było sobie robić nadzieję ? To było proste, że nic z tego nie będzie. Ma innego na oku. Nie mnie.

Naty:

Znowu. Znowu coś to niego poczułam. Tym razem jest to o wiele silniejsze. Ale...
On już nigdy do mnie nie wróci...
Dlaczego tak bardzo go zraniłam ? Przecież to wszystko wtedy nie miało sensu, a teraz...
Nie mogę dłużej udawać, że nic się nie dzieje, że wszystko jest okej. Jeszcze przed moją najlepszą przyjaciółką. I to przez nią to zrozumiałam, akurat przez nią. Nie wiedziałam, że tak się kiedyś stanie, a jednak. Życie umie zaskakiwać.
Ale to właśnie z tego powody wszystko się powaliło, moje życie nagle straciło sens.
Byłam głupia. Mogłam przynajmniej udawać, ale nie. Musiałam mu to powiedzieć. Oczywiście, Naty jak zwykle ma najlepsze rozwiązania! Powiedziała wszystko co czuła, a raczej nie czuła i teraz tego żałuje. Och... Głupia ja.
-Idę dzisiaj z Maxim do kina, potem na kolację, jutro mamy jeszcze pójść...
-Przestań wreszcie o nim gadać! Już mnie to denerwuje. Musisz? Naprawdę musisz ? Zachowaj te swoje wspaniałe nowiny dla siebie. Nie chcę więcej o nim nic słyszeć. - przerwałam Camili. Wkurzała mnie. Cały czas gadała o Maxim jaki to on jest cudowny! Nie obchodzi mnie nic związane z nim.
Akurat musiała być z nim. Nie mogła wybrać sobie Broadway'a czy innego DJ'a ?

I tak to się zaczęło...
Życie straciło sens, a mi tylko pozostało...

El amor verdadero no tiene final...


____________________________
BUAHAHAHA. Napisałam rozdział w tydzień. Wiem, że mam wolne ruchy, ale to i tak rekord.
Moment z Naty kompletnie zwaliłam, ale jakoś tak nie miałam co napisać. I wyszło to wspaniałe cudo !
Hmm.... Następny ? Postaram się szybko, bo ostatnio mam genialny pomysł (w sensie żartobliwym) !
Dodałam troszeczkę Marcesci i Naxi. Ale i tak Femily będzie o wiele więcej ! A i nie myślcie, że szybko zrobię tą parę, bo ich czeka dłuuuuuga droga.
Ściskam i Całuję ! Kocham was ! <333

Nikki ♥

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 6

"Miłość powraca..."

Ona tego nie chciała, nie chciała kolejny raz cierpieć. Za dużo w tym okresie musi przechodzić.
Codziennie twarz zalana głębokimi łzami, kolejne myśli rozbrajające jej głowę... Widok jego z inną, siedzenie w kącie i rozmyślanie nad sensem życia... 
To wszystko powróci, ale to zdecydowanie nie dla niej. Po co jej jeszcze to ? I tak jej życie jest przesrane, a ta cholerna miłość tylko dodaje jeszcze więcej bólu... 

Ludmila:

Czas stanął w miejscu. Wszystko stało się jakieś inne, niepojęte dla mnie. Stałam nieruchoma patrząc się gdzieś w dal...
Co mną tak poruszyło? Że Federico ma się całować z Francescą?
Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale to nie może być powód. Przecież Federico nie jest dla mnie nikim ważnym.
Rozmawiałam z nim kilka razy, śpiewaliśmy ze sobą. Ale czy to wystarczy, żeby się zakochać?
Nie wierzę w "przeznaczenie", czy tam "miłość o pierwszego wejrzenia". Dla mnie to kompletny bezsens.
Trzeba czasu,  żeby kogoś pokochać. Tydzień w zupełności nie wystarczy.
Są też zauroczenia i te sprawy. Ale żeby tak zauroczyć się dopiero po dłuższym czasie ?
Och... To wszystko jest takie pomieszane! Życie jest takie skomplikowane. Nie można by sobie po prostu żyć? Bez żadnych uczuć i innych pierdół? Nie, no bo przecież ktoś musi cierpieć, tak jak ja. To jest najwidoczniej wskazane.
-Ej, wszystko dobrze? - zapytał Diego. A od kiedy on taki troskliwy ? Albo udaje, albo... Nie, on raczej udaje.
-Nic nie jest dobrze. - odpowiedziałam załamanym i nieco krzykliwym głosem . - Oj zresztą. Ty i tak nie zrozumiesz.
Jak taki koleś jak on mógłby cokolwiek rozumieć?
Gada tylko te swoje durne teksty, zarywa do wszystkich dziewczyn  w studio. Żyć, nie umierać !
Czy ja czuję się kiedyś taka radosna jak on? Nie, ja się czuję zupełnie inaczej. Każdy dzień przeżywam, martwię się o wszystko, stresuję, boję...
W studio jestem prawie niewidzialna, a tu nagle zjawia się Diego i zaczyna się mną przejmować.
-Dobra, czego chcesz ? Wiem, że coś kombinujesz. Nie wierzę w twoją bezinteresowność.
-W sumie jakby się tak zastanowić... to nic nie planuje. A poza tym to nie załamuj się tak wszystkim. Kobieto weź się w garść! Poczuj tą radość, szczęście. W końcu jesteś w Studio 21. Czy tam w Studio On Beat, zapomniałem że zmienili nazwę. Tu powinnaś się czuć bezpieczna. Tobie przecież nikt tu nic nie zrobi. Daj się ponieść tej muzyce panującej tutaj. - rzekł chłopak zaskakując mnie. Może on jednak ma coś w tej głowie?
-Mam niby sobie tak nagle zabłysnąć ? Przyjść do szkoły ubrana w 10-centymetrowe szpilki, jakąś błyszczącą sukienkę i futerko ?
-Nie chodzi mi o to. Bądź po prostu normalna. Jak my.
Taaa, bycie normalną zdecydowanie nie jest stworzone dla mnie. Mu to się wydaje takie łatwe.
"Hokus pokus..." i BUM! Nagle staję się normalna! Nie, to tak nie jest. Ja się nie potrafię zmienić.
-To nie jest takie łatwe. - rozkleiłam się i siadłam pod ścianą kryjąc głowę w kolanach. -  Ja tak nie mogę. I nie proś mnie więcej o to. To zbyt trudne.
Diego popatrzył na mnie ze zmartwioną miną i wysunął do mnie rękę.
-Wstajesz ? Nie chcę, żeby ominęła mnie reszta zajęć. - powiedział, a ja pokiwałam głową na "nie". - Chodź, musimy się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
Pomimo mojej woli wstałam. Wyjęłam z torebki puder, aby zamaskować nim mój płacz i ruszyłam z Diego do sali.
Federico od razu się skierował ku niemu.
-Dzięki. - rzekł i poklepała go po ramieniu.
Co to mogło oznaczać? Tego nie wiem. Ale chyba znowu ktoś coś knuje przeciwko mnie.
On chyba chce mnie zranić na całej linii. Nie wiem czy mu ufać....

Federico:

I znowu to uczucie wstydu wśród przyjaciół.
Nienawidzę tego. Jest to dla mnie czas męki. Przecież to nie moja wina, że akurat ja. Świat jest niesprawiedliwy!
A poza tym nie mam na razie na to czasu. Przecież muszę spełnić mój cel.
Gdy ją widzę obi mi się diametralnie przykro. Stoi zawsze na samym końcu sali smutna, czasami zapłakana. Nikt nie zwraca na nią uwagi, jakby była powietrzem. To jest takie bezsensowne uczucie. Widzieć kogoś w tym stanie. Serce wali mocniej, łzy nabierają się do oczu. Coś nie spotykanego. A ja? Przyglądam się na to dość sporo czasu. Dlaczego nic nie zrobiłem ? Przecież mogła być teraz szczęśliwa.
Boję się. Boję się opinii, jaka mogłaby mnie wtedy napotkać. Boję się jej reakcji. Boję się własnych uczuć.
Życie nie jest proste i o tym trzeba wiedzieć. Ja nie wiedziałem, zawsze myślałem, że wszystko będzie zawsze idealne. A tutaj ? Pojawiła się ta piosenka i wszystko straciło swoje znaczenie...
Pocałunek z Francescą nie przytłacza mnie. Co z tego, że się pocałujemy? I tak to nic nie będzie znaczyć. Nad Włoszką zapanował Marco. A ja jakbym miał się w niej zakochać to byłoby to już dawno temu.

Moje serce jeszcze nie dawno zimne stało się lekko ciepłe. Czy Ona doprowadzi je do całkowitego rozgrzania? Czy może to ciepło po prostu zgaśnie?  
Tego nie wiem, ale niebawem się przekonam.
Ja w ogóle nie jestem pewien czy chcę się zakochać. Przecież to nie jest łatwe.
Tyle przy tym bólu...

To nie bajka, nikt żyć długo i szczęśliwie nie będzie...  Ja też. 

____________________
Rozdział dedykuję Marceli ♥
23.23 a ja go wstawiam, no skandal! Ale dla was wszystko <3
Piszcie na GG, które podałam tak z boku. Może podsuniecie mi jakiś pomysł.
Pozdrawiam :)

Nikki ♥ 

Obserwatorzy