Ze specjalną dedykacją dla Jenny i Nikoletty. ♥
Zatrzymał się czas, cisz wokół nas.
Kochać jest łatwo, gorzej zrozumieć...
Ucieczka nie jest najlepszym rozwiązaniem, prawda? Ale za to najłatwiejszym, najbardziej banalnym i normalnym. Zresztą co tu więcej mówić?
Uciekła, zniknęła, z powodem? Jakim? A może bez?
Nie ma co się dłużej nad tym zastanawiać, stres był rozwiązaniem naszej zagadki. Strach chyba też...
W sumie, to najłatwiej było by nie istnieć, tyle.
Słońce sprawia, że się uśmiechamy, że dzień jest o wiele lepszy. Fantastycznie gdy te okropne chmury go nie zasłaniają. Wszyscy jesteśmy szczęśliwi, jest o prostu cudownie. Nawet ci cierpiący ludzie są zadowoleni. Żyć nie umierać.
Jaka jest wada tej o to gwiazdy? Możemy się domyślić - nie świeci 24/h na dobę.
Istnieje coś takiego jak noc. Widzimy wtedy kuzynki naszego obiektu światła, ale niestety. Nie mają w sobie tyle siły, żeby oświetlić planetę.
I co z tego wynika?
Jest ciemno, zimno i ogólne źle.
I co jest w tym wszystkim najgorsze?
Że tym razem też tak było...
Klimat fajny, ciepły wiaterek, wszystko świetnie i przyjemnie. Jednak uśmiechu nie ma. Smutno. Okropnie. Bez sensu. Może jakby była Ona byłoby inaczej. Ale nie stała tu, nie widział jej, koniec świata.
Most mamy, rzekę mamy. Wystarczy wskoczy, utonąć i tak dalej.
Ale On taki nie jest, jeszcze wszystko przed nim, zdobędzie ją, musi.
~,~
Zatrzymała się na skraju lasu. Bała się dalej biec. Wiatr wydawał straszne dźwięki, a liście kłopocząco szeleściły. Obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i ruszyła. Żeby dotrzeć do domu niestety musiała niestety minąć Federico. O ile jeszcze ta stał.
Niby miała nadzieję, że go tam nie spotka, lecz w głębi serca chciała, żeby tam był.
Po kilku minutach spaceru można było dojść do wniosku, że już dawno się stąd zmył. Może to i lepiej?
Wróciła spokojnie do domu. Mimo, że jadła już kolację musiała coś przekąsić. Gdyby jej mama nie spała to zaraz marudziłaby, że to nie zdrowo i że trzeba dbać o linię. No cóż... Dla niej nic się nie liczyło oprócz wyglądu i przyjemności.
Zrobiła 4 kanapki z żółtym serem i pomidorem, położyła na kuchenny stół. Słyszała jedynie niewyłączone na noc radio.
Właśnie w głośnikach, rozbrzmiewały dźwięki jej ulubionej piosenki.
Otro sueño esfumado que no me deja esperanzas
No me rindo, no me rindo
Por más que el mundo gire así
Mi propio mundo sigue y no me rindo
No, no me rindo
Lo que me envuelve ahora no tiene final
Porque yo vivo como si todo es posible.
Zaczęła oś tam nucić pod nosem. Skończyła swoją "kolację", została jeszcze w kuchni do końca piosenki, wyłączyła radio i udała się do swojego pokoju.
~,~
"Nie ma rzeczy niemożliwych"
Emocje sięgały zenitu. Oglądał wyścigi motocrossu z olbrzymim napięciem. Miał ochotę wejść na tor i pomóc swojemu liderowi. Ściskał kciuki jak najmocniej, żeby to właśnie Martin wygrał.
Marne nadzieje. Przecież proste, że cudowny Leon Verdas zawsze wszystkich pokona.
Hernendaz spuścił ręce. Był mocno zrezygnowany.
Spojrzał przelotnie w stronę Lary, która była tak uradowana zwycięstwem tego frajera, że aż skakała z radości. W sumie po co, jak i tak on zawsze wygrywał.
Diego miał tego serdecznie dość! Chciał mu pokazać, że świat nie kręci się tylko wokół niego.
Czyżby zazdrość? Ta, niby o co?- usprawiedliwiał się Diego. - O tą wyjątkową dziewczynę, która ma w sobie coś, czego nie ma żadna inna? Nie! Stop! Ja nic do niej nie czuję!
Mimo zaprzeczeń, postanowienie miał, i musiał do tego dojść - wygrać wyścig.
Musiał natychmiast zatelefonować do swojego drogiego przyjaciela.
-Halo? Fede? Mam emocjonującą wiadomość! - wydarł się chłopakowi do słuchawki.
W takich sytuacjach zazwyczaj mógł się spodziewać radosnego głosu, równie podniecającego tonu, ale sytuacja była niestety inna.
-O, fajnie... - powiedział lekko załamanym głosem. - Mów, może mnie to trochę rozweseli, o jestem na skraju załamania...
-Stary, gadaj co Ci jest!
"Bo przyjaciel to osoba, na którą zawsze możesz liczyć!"
-Nie ważne, lepiej mów... - zaczął Pasquarelli, lecz nie dokończył.
-Już do ciebie jadę. - przerwał Diego i nacisnął czerwoną słuchawkę.
Bo najlepiej rzucić własne postanowienia, dla najlepszego przyjaciela...
~,~
Nie mógł dłużej wytrzymać. Uczucia tak nim wstrząsały, że musiał to z siebie wydusić. Szkoda, że nie było tego momentu. Chciał sprawę postawić jasno.
Czekanie aż to Ona się odezwie nie miało najmniejszego sensu. Było po uszy zadurzona we Włochu, u którego nie miała przecież szans. Musiał jej go wybyć z głowy, natychmiast.
Za pięć minut miał mieć z nią lekcję śpiewu. To będzie odpowiedni moment.
Wszyscy weszli już do klasy, gdzie czekała na nich Angie, która miała dziś cudowny humor.
-No to jak dzieciaki? - powiedziała. - Prezentujemy dzisiaj piosenki! Kto pierwszy? Mam nadzieję, że się nauczyliście.
Głucha cisza nastąpiła po jej ciepłych, wesołych słowach. Nikt najwidoczniej nie chciał występować pierwszy, z pewnym wyjątkiem...
-Może ja... - odezwał się nie pewnie Marco. Czas oczarować dziewczynę jego życia, kto jak kto, ale on się nie podda.
Tanto tiempo caminando junto a ti
Aun recuerdo el día en que te conocí
El amor en mi nació tu sonrisa me enseno
Tras las nubes siempre va a estar el sol
Te confieso que sin ti no se seguir.
Luz en el camino tu eres para mi.
Desde que mi alma te vio.
Tu dulzura me envolvió.
Si estoy contigo se detiene el reloj.
Lo sentimos los dos el corazón nos hablo
Y al oído suave nos susurro
Jego wzrok cały czas skierowany był na Francescę.
W tym momencie bardzo dobrze wiedziała, że śpiewa to dla niej. Tęczówki jej się zaszkliły.
To był ten moment wzruszenia. Odkrycie prawdziwych uczuć.
Serce zabiło jej szybciej i mocniej. Zadrżała. Teraz czuła mrowienie na całym ciele.
Jest idealnie. A może to wszystko jej się śni? Może to tylko sen, z którego zaraz się obudzi? I wróci do szarej, mętnej rzeczywistości?
~,~
-Powiedziałeś jej?
-Tak.
-I co?
-I jest gorzej niż mógłbym się tego spodziewać.
-Na pewno nie.
-Na pewno tak.
-Powiedziała, że cię nie kocha?
-Nie.
-Czyli jest dobrze.
Diego wyciągnął łatwe wnioski. W rozwiązywaniu czyiś problemów lub ułatwianiu spraw był mistrzem. Szkoda, że nie dotyczyło także jego zmartwień. Życie życiem.
Jest ono ciężkie, w pewnym momencie każdy z nas się o tym dowiaduje. Wtedy pozostaje nam trwać dalej i wyciągać ze wszystkiego pozytywne wnioski.
Czy on to już zrobił? Prawdopodobnie nie, potrzeba mu czasu, nie każdy od razu jest gotów do miłości.
-Porozmawiać z nią?
-Jakbyś mógł...
Wszystko załatwione. Federico być może wszystkiego się dowie, chodź można by tego już się domyślać. Życie Ludmiły nie jest jak życie przeciętnego nastolatka. Jest jej bardzo ciężko.
On - udaje, że to rozumie, chodź wcale tak nie jest.
-A i zanim pójdziesz... - rzekł Włoch. - Jaką to cudowną wiadomość chciałeś mi przekazać?
-Szczerze?
-Szczerze.
-Będę walczył o miłość.
_________________
Witam.
Zastanawiam się czy jeszcze ktoś mnie czyta.
Wracam po długiej przerwie z tym o to nie za fajnym rozdziałem, sorry.
No ale trzeba coś w końcu dodać.
Mam dla was niespodziankę, wkrótce dowiecie się jaką. ;)
Żegnam was na razie. ;)
Papa! ♥
Podniecona Nikki, <3